Witajcie!
Jeśli należycie do grona osób nieustannie zmagających się z uporczywym cellulitem to ten post powinien Was zainteresować. Dlaczego? Ponieważ chciałabym Wam przybliżyć niespotykany w aplikacji kosmetyk, który ma pomóc nam pozbyć się niechcianego przyjaciela na stałe udomowionego na naszych udach, pośladkach, czy brzuchu.
Jakiś czas temu otrzymałam od firmy Marion bardzo interesującą paczuszkę, zawierającą totalnie nowe dla mnie kosmetyki. Wśród nich wzrok przyciągnął ten cudak, czyli dość gruba saszetka zawierająca w swym wnętrzu ciepłe bandaże. Patrząc na to myślę sobie - że co? Tak moje drogie - w saszetce skrywają się dwa bandaże, którymi powinnyśmy owinąć problematyczne miejsca, udając jednocześnie mumię :D
No a na serio - aby upodobnić się do mumii potrzebne byłoby co najmniej z pięć opakowań (jak nie więcej).
Przejdźmy do rzeczy.
Od producenta:
Intensywny zabieg na ciało w postaci bandaży nasączonych płynem wywołującym efekt ciepła, które wspomaga działanie wygładzające i napinające skóry.
Zabieg zawiera kombinację substancji antycellulitowych (wyciągi z bluszczu, skrzypu, alg, cynamonu i imbiru oraz karnitynę i kofeinę), które:
- wspomagają redukcję rozstępów i cellulitu
- stymulują krążenie krwi
- pobudzają procesy regeneracji tkanki łącznej
- wzmacniają naczynia krwionośne
- pomagają w produkcji kolagenu, zwiększając elastyczność skóry
- nawilżają i zmiękczają skórę
Moja opinia:
Zacznijmy od początku. Produkt umieszczony jest w saszetce, na której znajdują się wszelkie informacje na temat produktu, sposób użycia, prognozowane efekty i zalecenia odnośnie ilości zabiegów, które powinno się wykonać dla uzyskania zadowalających efektów.
Saszetka mieści wewnątrz dwa bandaże nasączone płynem, wywołującym efekt ciepła. Składniki zawarte w płynie to głównie: skrzyp, wyciąg z bluszczu, cynamon, imbir i algi, kofeina, karnityna i escyna. Połączenie tych składników ma działanie antycellulitowe, które z każdym kolejnym zabiegiem powinno zdziałać cuda.
Jedna saszetka wystarcza na jeden zabieg. Mamy do wyboru owinięcie brzucha, pośladków lub ud. Niestety dwa bandaże nie wystarczą na owinięcie wszystkich obszarów problemowych. Także trzeba się zdecydować. W związku z tym, że moim problemem są głównie uda, postawiłam na te miejsca podczas użycia bandaży.
Należy pamiętać, że jeśli otworzymy opakowanie koniecznie musimy owinąć ciało bandażami. Jeśli pozostawimy otwarte opakowanie za długo, możemy liczyć się z tym, że większość substancji zawartych w bandażach wywietrzeje i nie zauważymy żadnych efektów.
Tak więc zgodnie z zaleceniami - otworzyłam opakowanie, wyjęłam najpierw jeden bandaż i owinęłam pierwsze udo. Nie za mocno, by nie utrudniać przepływu krwi, ale i nie za lekko, by bandaże nie zsunęły się z nogi. Pierwsze co zauważyłam to mocne nasączenie bandaży, dzięki czemu miałam pewność, że znajduje się tam mnóstwo składników. Jeden bandaż po owinięciu nogi pokrywał ją od pachwin do kolana (znajdował się nieco nad kolanem). Po owinięciu jednej nogi przystąpiłam do owijania drugiej nogi. I się zaczęło.
Podczas owijania drugiej nogi czułam delikatne mrowienie na owiniętej nodze. Gdy już dwie pokryte były nasączonymi bandażami, zaczęłam odczuwać przyjemne ciepło. Ciepło z każdą kolejną minutą potęgowało, zaczęłam obawiać się o swoje nogi - już widziałam oczami wyobraźni jakieś zaczerwienienia, poparzenia skóry - jednym słowem masakra. I weź tu człowieku wytrzymaj 20 minut z tymi parzydełkami na nogach :P
Jak się jednak okazało, ciepło stało się znośne i nie zwiększało się już bardziej. Gdyby było nie do zniesienia, bez wahania zdjęłabym bandaże i zmyła z nóg resztę płynu. Przyznam szczerze, że obawiałam się trochę o swoje delikatne naczynka na nogach - byłam przekonana, że te bandaże im nie posłużą. Na szczęście obawy były bezpodstawne. Poza tym producent zapewnia, że bandaże wręcz wzmacniają naczynia krwionośne - całe szczęście ;)
Po zalecanych 20 minutach, zdjęłam bandaże, które nadal były mocno nawilżone i wyrzuciłam je do kosza. Niestety nadają się tylko do jednego użycia (szkoda), więc innego wyjścia nie było :P
Po zdjęciu bandaży, wsmarowałam resztę produktu w nogi. I jak w bandażach było ciepło, tak po wmasowaniu resztek produktu stało się wręcz gorąco! Składniki zaczęły chyba wnikać w głębsze warstwy ciała. Ten efekt odczuwalny był jeszcze przez około 15-20 minut. Jednak nie było to na tyle uciążliwe, bym musiała przerwać zabieg.
Co po tym czasie zauważyłam?
Niesamowitą gładkość, miękkość i napięcie skóry. Bandaże sprawiły, że skóra na nogach była delikatna i elastyczna. Fakt, że producent zaleca stosowanie bandaży 2 razy w tygodniu przez okres co najmniej 8-10 musi coś oznaczać. Skoro po jednej aplikacji zauważyłam bardzo przyjemne efekty, to po zastosowaniu blisko 20 zabiegów - jest szansa na znaczne polepszenie wyglądu skóry.
Wierzę, że połączenie tychże zabiegów z aktywnością fizyczną mogłoby przynieść zaskakujące efekty. Producent nie obiecuje, że po jednym zabiegu staniemy się boginiami piękna z gładką, pozbawioną cellulitu skórą, więc w tym przypadku nie jestem zawiedziona. Bardzo spodobał mi się efekt rozgrzewający, a także zauważalna poprawa w wyglądzie skóry już po jednym zastosowaniu.
Bardzo jestem na ten produkt nakręcona i nie wykluczone, że zaopatrzę się w tyle opakowań, ile potrzebnych jest do pełnej kuracji. Jedno opakowanie kosztuje prawie 6 zł, więc stosunkowo niewiele, ale już przy pełnej kuracji to koszt około 120zł, więc już tak przyjemnie nie wygląda. Gdyby firma stworzyła pakiet 10 zabiegów w jakiejś korzystnej cenie to chętnie bym się w nią zaopatrzyła, a tak pozostaje mi czekać na jakąś promocję.
Na tą chwilę polecam Wam wypróbować ten produkt, bo ta forma dbania o ciało jest oryginalna i mi osobiście przypadła od gustu. Owijacie się i czekacie na efekty - czego chcieć więcej? W dodatku to ciepełko, które przenika przez całe ciało - jest mega przyjemne. Poza tym - wygładza, zmiękcza, uelastycznia i sprawia, że skóra jest delikatna w dotyku. Jak dla mnie - za taką cenę, warto przyjrzeć się temu cudakowi bliżej ;)
Bandaże możecie kupić tutaj, podobnie jak inne kosmetyki firmy Marion.
Pozdrawiam ciepło,
Aneta
Moja siostra miała jakieś bandaże, podobno bolało :D
OdpowiedzUsuńTe nie sprawiają bólu, ciekawe jakimi siostra się okładała :D
UsuńOj, ten cellulit to moja zmora. Walczę z nim już od dawna. Nie zaszkodzi spróbować tych bandaży. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNiestety to zmora większości z nas ;/ I na co to komu ja się pytam? Nie łatwiej byłoby bez cellulitu? No ale wtedy kosmetyki na tą przypadłość byłyby zbędne,a tak kupujemy non stop coś nowego :P
UsuńPozdrawiam ;)
Ciekawe te bandaże, jak gdzieś spotkam to pewnie wezmę na wypróbowanie :)
OdpowiedzUsuńZa taką cenę warto się owinąć i poczuć to ciepełko ;) Jest jeszcze wersja chłodząca - dla tych, co nie tolerują efektu rozgrzewającego ;)
UsuńBardzo chętnie bym je wypróbowała. Jestem ciekawa jak u mnie by się sprawdziły :).
OdpowiedzUsuńTeż jestem ciekawa ;)
UsuńJa je chcę ;D
OdpowiedzUsuńLubie ciepełko i nie lubię swojego cellulitu więc to coś w sam raz dla mnie ;)
Próbuj i koniecznie daj znać czy cellulit zniknął :D
Usuńciekawy wynalazek choć nie dla mnie. nie lubię niczego co daje efekt ciepła lub zimna...
OdpowiedzUsuńTo z pewnością nie dla Ciebie. Też wolę neutralne specyfiki bez efektów chłodzenia/grzania, ale czasem to taka fajna odmiana :D
Usuńmam je na swojej liście i jak tylko wpadną mi w łapki wypróbuje ;)
OdpowiedzUsuńbandaży jeszcze nie widziałam :D nie lubię efektu chłodzenia jednak rozgrzewający jak najbardziej może być :D
OdpowiedzUsuńTo koniecznie musisz się nimi owinąć :D
UsuńKurczę, muszę się za nimi rozejrzeć bo jak wczoraj popatrzyłam na moje uda to przeżyłam załamanie nerwowe :(
OdpowiedzUsuńTakie wynalazki są mało skuteczne. Moja przyjaciółka coś takiego stosowała i nici. Tylko kasy szkoda. Ja udałam się do salonu kosmetycznego Bio Salon w Łodzi na ul. Piotrowskiej 182 i widzę efekty już po kilku zabiegach zimnych bandaży. Cellulit po trochę znika - dla mnie to wielki sukces :)
OdpowiedzUsuńBardzo jestem ciekawa tego produktu, planuję zakup, tylko z dostępnością u mnie to tak kiepsko.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zapraszam do mnie : http://snowarskakarolina.blogspot.com/
PS: Obserwuję i liczę na rewanż