niedziela, 22 czerwca 2014

Krem-żel na dzień i na noc Eveline Cosmetics - recenzja.

Witajcie!

Dzisiaj na szybko przedstawię Wam produkt, który obecnie stosuję do pielęgnacji skóry twarzy. Mowa o kremie-żelu do twarzy marki Eveline Cosmetics. 


Krem podwójnie zabezpieczony, w kartonowym opakowaniu, pokrytym folią. Wewnątrz słoiczka znajduje się jeszcze sreberko, które także zabezpiecza przed niechcianym użyciem. Na kartonowym opakowaniu znajdziemy wszystkie informacje, jakie tylko nas interesują. Sam słoiczek jest szklany z plastikową pokrywką o pojemności 50ml. Na słoiczek trzeba uważać, bo jak wypadnie z mokrej ręki - może być tragedia :P


Krem ma lekką konsystencję o zabarwieniu niebieskim. Swoją lekką, a zarazem kremową konsystencję zawdzięcza nietypowemu połączeniu kremu i żelu. Krem dzięki temu ma błyskawicznie się wchłaniać, jednocześnie będąc lekkim, nie zapychającym żelem. Czy to połączenie jest udane? Muszę stwierdzić, że w tym przypadku tak. Faktycznie jest lekki, puszysty, bardzo dobrze się rozprowadza na twarzy, nie pozostawia na twarzy tłustej warstwy. Bardzo szybko i bezproblemowo się wchłania, twarz nie jest pokryta lepiącą warstwą, ale troszkę świeci się po zastosowaniu. 


Dodatkowo aplikację uprzyjemnia bardzo ładny, trochę morski zapach. Pozostaje na twarzy jeszcze jakiś czas po zastosowaniu. 


Niewielka ilość kremu wystarcza, by pokryć nim całą twarz. Biorąc pod uwagę fakt, że jest lekki, idealnie nadaje się jako baza pod makijaż - nie sprawia, że podkład się roluje. Makijaż utrzymuje się bezproblemowo, natomiast w duecie z tym kremem, trochę szybciej się błyszczy. Jak dla mnie to minus, ponieważ zależy mi na tym, by skóra była maksymalnie długo matowa, bez błyszczenia i konieczności poprawiania makijażu w ciągu dnia. 


Krem przez swoją nietypową konsystencję jest dość wydajny, niewielka ilość wystarcza na pokrycie całej twarzy odpowiednią warstewką. Krem nawilża, wygładza i sprawia, że skóra twarzy jest niesamowicie miękka. Stosowany rano pod makijaż oraz na noc po demakijażu sprawia, że twarz jest odpowiednio nawilżona i odżywiona. Jednak przyzwyczajona chyba jestem do tradycyjnych kremów, także o lekkiej konsystencji, stąd jakoś sceptycznie podchodzę do tego produktu. Mimo, że krem spisuje się bardzo przyzwoicie to nie powalił mnie aż tak na kolana, bym powróciła do niego ponownie. Chociaż może dla samego zapachu - zrobiłabym wyjątek ;)




Jak widać producent zapewnia szereg efektów, jakich możemy spodziewać się przy regularnym stosowaniu tego kremu. Owszem obietnice mają odzwierciedlenie w rzeczywistości. Faktycznie krem intensywnie nawilża, sprawia, że skóra jest elastyczna i jedwabiście gładka. Co do kwestii zmarszczek nie wiem - może i faktycznie opóźnia ich pojawienie się? Skoro prócz kurzych łapek i zmarszczek mimicznych nie mam innych - kto wie, może ten krem działa cuda :P


Krem jest lekki, przyjemny, delikatnie chłodzący - idealny na nadchodzące lato. Z pewnością odczujemy ulgę i będziemy pewne, że skóra jest idealnie nawilżona. Jednak podczas lata warto chyba zainwestować w jakiś krem z wysokim filtrem, bo ten zawiera filtry UVA/UVB, ale na duże słońce raczej będą za słabe. 


Znacie, lubicie? 


Pozdrawiam,
Aneta
Czytaj dalej »

sobota, 21 czerwca 2014

Brązujący mus do ciała ze złotą perłą BIELENDA - recenzja.

Witajcie! 

Chociaż pogoda dzisiaj nie rozpieszcza, to ewidentnie i niepodważalnie zaczęło się lato. W takie dni jak dzisiejszy, gdy mamy pewność, że słonko raczej nie muśnie naszego ciała i nie nada delikatnego koloru z pomocą przychodzą balsamy brązujące, czy też samoopalacze.

O ile do samoopalaczy nie jestem przekonana - boję się plam, zacieków i pomarańczowego odcienia skóry, tak balsamy, czy inne mazidła, które z czasem nadają delikatnej opalenizny naszej skórze - lubię testować.
Jakiś czas temu, gdy zauważyłam, że moje nogi są takie nijakie, jasne, bez życia i pozbawione ładnego odcienia - postanowiłam coś temu zaradzić. Już zamierzałam wybrać się do drogerii w celu kupienia jakiegoś brązującego kremu, tak przypomniało mi się, że kiedyś od marki Bielenda otrzymałam mus do ciała brązujący. Niewiele myśląc dokopałam się do niego i wydobyłam z ogromu zapasów. 

Zanim zaczęłam stosować, postanowiłam co nieco poczytać na jego temat i jak się okazało - opinie ma bardzo dobre. Niewiele myśląc, przystąpiłam do używania.

Jeśli jesteście ciekawe jak sprawdził się u mnie brązujący mus do ciała ze złotą perłą ORZECH&BURSZTYN od Bielendy, zapraszam do dalszej części postu. 


OD PRODUCENTA:


MOJA OPINIA:

Mus znajduje się w zakręcanym, plastikowym słoiczku o beżowym zabarwieniu. Słoiczek dodatkowo umieszczony jest w kartonowym pseudo pudełeczku (nie jest on w pełni zabudowany), albo raczej kartonowej osłonce. 
Co widać od razu po odkręceniu pokrywy? Sreberko, które upewnia nas w przekonaniu, że nikt tam paluchów wcześniej nie wkładał - to ważne. 
Musu znajdziemy w opakowaniu 200ml, czyli wg mnie dość dużo, powinno wystarczyć na długi okres czasu. 


Pierwsza kwestia, która trochę mnie zaskoczyła to konsystencja - miał być mus, a to dość rzadka emulsja, po trosze balsam, po trosze krem do ciała. W niczym nie przypomina mi musu, który powinien być puszysty, dość zbity i delikatny. Skąd więc ta nazwa mus?

Mimo rozczarowania jakie spotkało mnie w pierwszym kontakcie, uderzył w me nozdrza zapach - orzechowy, z nutą karmelową (jak masło orzechowe)? Zapach wg mnie baaardzo przyjemny dla nosa, nie nachalny, niezbyt przesłodzony, czy mdły - bardzo ładny, uprzyjemniający każdą aplikację.


Kolor jak widać na załączonych zdjęciach karmelowy, przypomina trochę ajerkoniak/advocat? Chociaż te trunki są nieco bardziej żółte, tak wersję orzechową advocata też spotkałam - ten produkt wygląda identycznie. 

Nie udało mi się tego złapać na zdjęciach, ale musicie uwierzyć mi na słowo - wewnątrz umieszczone są połyskujące drobinki, które na ciele delikatnie migoczą - nie tworząc przesadzonego efektu. Nie obawiajcie się - efektu kuli dyskotekowej nie doświadczycie, ale Wasza skóra będzie w słonku delikatnie się mienić, co tylko pogłębi efekt delikatnej opalenizny.


A teraz czas na działanie i efekty po zastosowaniu owego MUSU. Produkt jest bardzo wydajny - w związku z tym, że ma dość kremową, niezbyt gęstą konsystencję, wystarczy niewielka ilość nałożona na dłonie, by następnie rozprowadzić na całej długości nóg. Nie zakładałam podczas aplikowania rękawiczek, ponieważ produkt nie działa na tyle błyskawicznie, by pobrudzić trwale moje dłonie. 

Po zastosowaniu i rozprowadzeniu na nogach, myłam każdorazowo dokładnie ręce, by zapobiec niechcianemu kolorowi na wewnętrznej ich stronie.


Mus nie wchłania się błyskawicznie i do końca. Parę godzin po aplikacji, skóra jest śliska i błyszcząca. Nie oznacza to jednak, że musimy obawiać się o barwienie ubrań - jednak mogą się nieco przyklejać do ciała. Najlepiej jest założyć coś przewiewnego bądź krótkiego, by nie było bezpośredniego kontaktu z produktem. Dobrze sprawdzał się tuż przed wyjściem na zewnątrz - np. na jakiś spacer. 

Ja z reguły stosowałam go bezpośrednio po kąpieli, tuż przed snem. Co prawda dawałam mu jakąś godzinkę na lepsze wchłonięcie, ale zdaje mi się, że nigdy nie wchłonął się wystarczająco. Nie zauważyłam jednak mimo to - ubrudzonej pościeli, czy piżamki. 


Zadowalający efekt uzyskiwałam po trzech dniach aplikowania produktu. Skóra była delikatnie muśnięta słońcem, delikatnie brązowa, nie pomarańczowa. Mimo, że nie przywiązywałam większej uwagi do samej aplikacji - nie zauważyłam smug, czy zacieków. Dostrzegłam natomiast, że w miejscach przesuszonych (takich jak kolana) kolor był trochę zbyt intensywny, wręcz przypominał ubrudzoną skórę. Należy więc pamiętać o dokładnym peelingu skóry, przed stosowaniem tego musu. Jeśli chcemy, by nasze nogi pokryte były jednolitym kolorem, bez zacieków, czy plam - peeling i nawilżenie to podstawa. 

Po stosowaniu przed trzy kolejne dni uzyskiwałam odcień skóry taki, jakiego oczekiwałam. Kolor zmywa się jednolicie, nie pozostawiając przebarwień. Utrzymuje się przez kilka dni bez potrzeby ponownego smarowania. Jednakże mi tak spodobał się ten efekt, że stosuję go raz w tygodniu przez trzy kolejne dni, co zapewnia mi ładny odcień skóry przez cały czas. 
Dodatkowo mus nawilża skóra i sprawia, że jest gładka, miękka w dotyku i elastyczna

Kwestia, która zapewne Was też interesuje - zapach następnego dnia. Powiem tak - czytałam recenzje, że tego zapachu w ogóle nie ma, czuć jedynie orzechy. No nie będę kłamać, że go całkowicie nie ma. Czuć zapach specyficzny dla tego typu kosmetyków, ale muszę przyznać, że jest zdecydowanie mniej wyczuwalny, niż w przypadku innych balsamów brązujących. Kiedyś stosowałam różne balsamy, różnych firm i każdy z produktów powodował, że następnego dnia nie mogłam znieść tego zapachu ;/
Tutaj tego nie mam - czuję ten zapach tylko na ubraniu, które zakładam niedługo po aplikacji - chcąc nie chcąc, produkt wsiąka w materiał i charakterystyczny zapach pozostaje.
Jednak mogę Wam powiedzieć - nie czuć przypieczonej skóry, ale orzecha też nie do końca :P Chyba, że świeżo po aplikacji. 
Zapach z czasem znika i nie ma dyskomfortu z tym związanego. 


Osobiście bardzo polubiłam się z tym produktem i wiem, że jeszcze nie raz do niego wrócę. Pięknie pachnie, skóra po zastosowaniu nie śmierdzi, w dodatku odcień sztucznej opalenizny jak najbardziej wpisuje się w me gusta. Poza tym mimo, że nie jest musem, jak to nazwał producent to konsystencja podoba mi, ponieważ dzięki temu jest to bardzo wydajny produkt. 

Znacie ten MUS? Też jesteście z niego zadowolone? A może macie innych swoich ulubieńców tego typu? 

Zachęcona recenzjami BB od Lirene kupiłam i ja - czeka, aż moja skóra się opali. Użyję go, by pogłębić efekt :D

Pozdrawiam,
Aneta
Czytaj dalej »

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Zdzierak doskonały czy niekoniecznie? Peeling do stóp Evree - recenzja.

Witajcie!

Nie jestem zapewne jedyną osobą, która ma problem z suchymi stopami. Od dłuższego czasu nie mogę sobie w żaden sposób poradzić z suchymi piętami! Stosowałam wszystkiego - peelingów, tarek, pumeksów, kremów nawilżających i co - NIC! Pierwszego, drugiego dnia stopy są znośnie miękkie i gładkie, a za jakiś czas wracają do poprzedniego wyglądu. 
Poczytałam trochę na temat peelingu Evree, który większość z Was zachwala - mówię sobie, a co mi tam - spróbuję. Czy ten peeling raz na zawsze pozbawił mnie problemu suchych pięt i twardego naskórka?
O tym dowiecie się poniżej.

Dzisiejszej opinii poddaję wygładzający peeling do stóp do usuwania zrogowaceń skóry marki Evree. 


Zacznijmy od tego, co obiecuje nam producent:


A teraz co moje stopy o tym myślą:

Zacznijmy najpierw od wrażeń wizualnych produktu. Trzeba przyznać, że opakowanie bardzo przypadło mi do gustu. Jest niewielkie, poręczne, z wygodnym zamknięciem na dole opakowania, o pojemności 75ml. Tubka ma przyjemny kolor, który z pewnością dostrzeżecie na drogeryjnych półkach wśród innych produktów. Na opakowaniu znajdują się wszelkie niezbędne informacje odnośnie składu, zaleceń oraz obiecanych efektów. 


Trzeba przyznać, że peeling jest dość mocny, a wszystko za sprawą drobinek pumeksu, które znajdują się wewnątrz tubki. Do łokci, czy kolan sprawdza się idealnie - mogłabym nawet przyznać, że jest zbyt mocny jak na tego typu miejsca. Jednak przy delikatnym masażu, peeling nie powinien wyrządzić krzywdy, a jedynie wygładzić i poprawić wygląd tychże miejsc. Faktycznie te miejsca są wygładzone, miękkie i delikatne w dotyku, idealnie złuszcza, nie podrażniając przy tym delikatnej skóry.


Co ze stopami, czyli miejscem o którego poprawę walczę od dawna. Otóż - pięty jak były szorstkie, zgrubiałe i oporne na wszelakiego typu zdzieraki - tak pozostały nienaruszone. Owszem peeling zadziałał na swój sposób. Z pewnością suche skórki, które na pięcie widoczne były gołym okiem - zniknęły. Stopy stały się bardziej gładkie, zwłaszcza w miejscu, gdzie skóra jest mniej wysuszona i zniszczona. Przednia część stopy wyraźnie zmieniła swój stan na lepszy. Zauważalnie miękka, delikatniejsza i nawilżona. Stopy po zastosowaniu peelingu były odświeżone i delikatnie schłodzone. 


Jeśli chodzi o pięty - nadal są gruboskórne, twarde i wymagające innej pielęgnacji. Sam peeling dobrze im zrobił, ale niestety nie sprawił, że moje stópki stały się mięciutkie, gładziutkie i wyglądające jak niemowlęce. 
Jednak dla osób, których pięty są delikatnie przesuszone, ale wymagają porządnego złuszczania - peeling powinien być strzałem w 10!

A przy tak zaniedbanych, wysuszonych piętach jak moje - scrub jest kroplą w morzu potrzeb. 
Poza tym muszę wspomnieć o dodatkowym atucie produktu - peeling ma delikatny, świeży, lawendowy zapach, który jednym może przypaść do gustu, innym nie - jak dla mnie tylko uprzyjemnia sam zabieg. 


Podsumowując peeling Evree uważam za bardzo dobry produkt, niestety przy moich piętach, niewystarczający. 

Może zdradzicie mi jakieś skuteczne sposoby na nieskazitelnie gładkie, miękkie i nawilżone stopy? Bo jak w takim wieku moje stopy tak wyglądają, zaczynam się martwić o ich stan w przyszłości ;/ Pomóżcie  ;)


Pozdrawiam,
Aneta
Czytaj dalej »

niedziela, 15 czerwca 2014

Odżywka intensywna odbudowa do włosów zniszczonych ZIAJA - recenzja.

Witajcie!

Dzisiaj kosmetykiem, o którym chciałabym napisać parę słów będzie kolejny produkt ZIAJI. Czy tym razem będzie to produkt trafiony, czy następny niedopasowany do moich oczekiwań. Tego dowiecie się w dalszej części tej notki - zapraszam.

Mowa będzie o odżywce bez spłukiwania do włosów zniszczonych marki ZIAJA. 

Produkt otrzymałam do testów od sklepu naturalna.eu 


Zacznijmy od początku. Sam produkt znajduje się w standardowym i charakterystycznym dla producenta opakowaniu - plastikowa buteleczka z dość sztywnego materiału, o pojemności w tym przypadku 200ml. Opakowanie zachowane w skromnej kolorystyce biało-niebieskiej. Na butelce znajdują się wszelkie niezbędne informacje, które mogą pomóc przy wyborze podczas zakupów. Umieszczono dane odnośnie składu kosmetyku, a także zalecenia dotyczące stosowania i spodziewane efekty.


Kolejna kwestia to zapach - bardzo przyjemny, perfumowany, taki fryzjerski. Wg mnie to jeden z plusów tej odżywki. Konsystencja kremowa, dość gęsta, o białym zabarwieniu. Na włosach rozprowadza się bez problemu, utrzymuje się na nich także, nie spływając do wanny. 

Przejdźmy teraz do działania, czyli do tego co wszystkich najbardziej interesuje. Otóż - jako odżywka bez spłukiwania jest beznadziejna niestety. Okropnie obciąża włosy - niezależnie jaką ilość odżywki nałożyłam na włosy. Po wysuszeniu włosy były zlepione, matowe i wyglądały jak co najmniej tygodniowe! Po zastosowaniu odżywki (bez uprzedniego jej zmycia) włosy kwalifikowały się do kolejnego mycia. Do ludzi z taki czymś na głowie w życiu bym nie wyszła!

Postanowiłam dać jej drugą szansę i po nałożeniu i odczekaniu 2-3 minut zmyłam dokładnie z włosów. Po czym przystąpiłam do suszenia. W tym przypadku było o niebo lepiej, ale i tak nie wystarczająco dobrze. Włosy co prawda były miękkie w dotyku, ale to raczej wszystko co zaobserwowałam ;/


Niestety nie poprawiła ta odżywka wyglądu moich włosów, nie sprawiła, że były zregenerowane i odżywione. Sama miękkość włosów w przypadku odżywki nie jest satysfakcjonującym efektem końcowym. Włosy nie były też sypkie, wygładzone i błyszczące
Niestety kolejny produkt tej marki, który nie sprawdził się kompletnie na moich włosach. Może u Was sprawdził się ten produkt lepiej - jakie macie zdanie na jej temat?
Uważam, że zapach i miękkie włosy nie jest tym czego oczekujemy po umyciu włosów i odżywieniu ich?
Jednak nie zrażam się do marki, bo maska do włosów Ziaja bardzo dobrze się u mnie sprawdza - jak widać, nie każdy produkt tej samej marki musi być idealny dla każdego. 


Pozdrawiam,
Aneta
Czytaj dalej »

sobota, 14 czerwca 2014

Denko kwiecień - maj. UWAGA - post tasiemiec!

Witajcie!

Mamy już czerwiec, więc przyszedł czas na pokazanie Wam puste opakowania, wśród których znalazłam perełki, ale i bubelki.

Nie przedłużając zapraszam do dalszej części - zaznaczam, że trochę tego będzie ;)

KOLOR ZIELONY - kupię ponownie, chętnie wrócę do produktu w przyszłości
KOLOR POMARAŃCZOWY - przyjemniaczek, może kiedyś trafi w moje ręce ponownie
KOLOR CZERWONY - nie kupię/nie użyję ponownie

UMILACZE KĄPIELI

Kawior do kąpieli BINGO SPA - recenzja TUTAJ


Żel pod prysznic B&BW White Citrus - pięknie pachnący, rześki, odświeżający, dobrze pieniący się i mega wydajny żel. Jak na 88ml starczył na dość długi okres czasu. 

Żel pod prysznic Kalina i Melisa BIAŁY JELEŃ - recenzja TUTAJ

Płyn do kąpiel Jabłko & Wanilia ISANA - dość przyjemny, dobrze pieniący się, ale zapach mógłby być nieco lepszy, ponadto kosztuje bardzo niewiele (około 6 zł w promocji). 

Żel pod prysznic słodkie migdały i biała glinka BINGO SPA - recenzja TUTAJ



Żel z aloesem Bio YVES ROCHER - bardzo świeży, wydajny, dobrze pieniący się żel. 

Szampon&żel dla dzieci BALEA - recenzja TUTAJ

Żel pod prysznic B&BW Pure Paradise - kolejny orzeźwiający, z nutką delikatnej słodyczy, wyczuwam też morski aromat, chętnie wypróbowałabym balsam o tym zapachu. 



 PIELĘGNACJA WŁOSÓW

Szampon do włosów Yves Rocher - bardzo dobry, orzeźwiający, dobrze oczyszczał włosy, nie podrażniając przy tym skóry głowy.

Szampon i odżywka do włosów z serii Pielęgnacja PILOMAX - recenzja TUTAJ

Maska do włosów suchych i zniszczonych GoGo KALLOS - poza miłym dla nosa zapachem nie posiadała innych walorów.

Maska z serii Regeneracja PILOMAX - recenzja TUTAJ

Olejek łopianowy ze skrzypem polnym Green Pharmacy - bardzo przyjemny dla włosów, nabłyszczał, zmiękczał i odżywiał. Mam jeszcze wersję z olejkiem arganowym - ciekawe jak się sprawdzi. 


Kuracja proteinowa do włosów MARION - recenzja TUTAJ

Zabieg laminowania MARION - recenzja TUTAJ

Szampon koloryzujący Joanna - bardzo lubię te saszetki, dzięki którym można szybko odświeżyć kolor włosów, nie niszcząc ich nadmiernie. Włosy po zastosowaniu mają żywy kolor, pięknie się błyszczą i wyglądają bardzo zdrowo. Niestety może trochę farbować skórę głowy :P

Dwa szampony Bani Agafii w saszetkach. Nie powaliły mnie na kolana, dobrze się pieniły, przyzwoicie pachniały, nie przesuszały skóry głowy, dobrze oczyszczały włosy. Niestety w tym przypadku forma saszetki trochę niedopracowana ;/ Na 6 zamówionych saszetek 3 doszły do mnie popękane, szampon wylewał się bokami, a saszetka się rozwarstwiała. Nigdy więcej tego typu opakowań ;/ 

Szampony może wypróbuję inne, ale w normalnym opakowaniu - saszetkom mówię NIE.

PIELĘGNACJA CIAŁA

Diamentowy peeling-masaż myjący Eveline Slim Exteme 4D - bardzo przyjemny, dobrze pieniący się, wygładzający i wydajny żel. Dobrze oczyszczał, delikatnie przy tym złuszczając martwy naskórek. 

Serum intensywnie wyszczuplające+ujędrniające Eveline Slim Extreme 3D - bardzo lubię te mazidła do ciała, ale ten efekt chłodzący chyba już mi się trochę znudził. Obecnie używam serum do pośladków - które nie dość, że nie chłodzi, ani nie grzeje to w dodatku ma zupełnie inny zapach, niż większość produktów Eveline z serii wyszczuplającej. Eveline mnie zaskakuje ;)

Olej arganowy ETJA- nie mogłam przekonać się do tego zapachu ;/ zużywałam do kąpieli, by trochę nawilżyć i zmiękczyć skórę, chętnie wypróbuje inne wersje - najbardziej mam ochotę na olej avocado, macadamia i ze słodkich migdałów. Do tego raczej nie wrócę - mimo wszechstronności i mnóstwa zalet. 

PIELĘGNACJA TWARZY, RĄK I CIAŁA

Płyn micelarny BeBeauty - recenzja TUTAJ

Zmywacz do paznokci ISANA - chyba najczęściej używany przeze mnie zmywacz

Suchy olejek NUXE - recenzja TUTAJ

Krem do twarzy NUXE - recenzja TUTAJ

Pianka do twarzy La Roche-Posay - bardzo delikatna, kremowa, doskonale oczyszczająca, w dodatku mega wydajna. 

Zimowy peeling do rąk rozgrzewający - recenzja TUTAJ


HIGIENA

Pasta do zębów Vademecum - beznadziejna, po umyciu czułam jakbym wcale nie myła zębów ;/

Antyperspirant Garnier - jak dla mnie KWC, od dawna nie stosuję innego dezodorantu, mam zawsze kilka w zapasie, bo nie zamierzam szukać zamienników. Próbowałam różnych marek, niestety żadna nie spisywała się na tyle satysfakcjonująco, bym zaprzestała stosować GARNIERA.

Aktywne serum do rzęs na dzień L'biotica - niestety nie spisał się zupełnie, moje rzęsy nie stały się firankami, nie wydłużyły się, ani nie pogłębił się ich kolor. 

Regenerujący krem do rzęs L'biotica - recenzja TUTAJ

Ziaja BLOKER - bardzo dobrze blokuje przed potem, zapomniałam już co znaczy ten problem. 

Colgate Total advanced sensitive - bardzo przyzwoita pasta, delikatna, sto razy lepsza od Vademecum

Żel do golenia ISANA - recenzja TUTAJ


 KOLORÓWKA ITP.

Fixing loose powder ESSENCE - bardzo przyzwoity, dobrze matujący, sypki puder. Niedrogi, przy tym mega wydajny.

Maska do twarzy z kompleksem algowym BingoSpa - recenzja TUTAJ

Krem BB BIELENDA - recenzja TUTAJ



Puder matujący All matt plus CATRICE - przyzwoity puder, dobrze dopasowywał się do cery, nie podkreślał suchych skórek, efekt matujący przez kilka godzin, starczył na długo. 

Tusz Wibo DOLLS LASH - całkiem niezły, rozdzielał, nie sklejał i nieco zagęszczał rzęsy. 

Tusz Lovely curling pump up - bardzo dobry tusz w niskiej cenie, podkręca, zagęszcza, wydłuża i rozdziela rzęsy, nie osypuje się i skleja rzęs.

Tusz Love Story INGRID - nie robi zupełnie nic, albo trafił mi się wyschnięty, albo faktycznie jest kiepski.


Korektory w pędzelku Essence - jak dla mnie bardzo miły korektor, pojawiał się już w denkach, więc oznacza tylko jedno - spisuje się bardzo dobrze na mojej skórze.

Korektor I love stage ESSENCE - skończyła się ważność produktu, ponieważ regularnie stosowałam ESSENCE w pędzelku. Ten krył przyzwoicie, nadawał się też jako baza pod cienie. 

Roll on pod oczy Rival de Loop - termin przydatności także wygasł, przyznam szczerze, że o nim zapomniałam ;P recenzja TUTAJ

Eyeliner Eveline - najlepszy, mega czarny, mega trwały, mega wydajny, mega precyzyjny; choćbym używała innych z podkulonym ogonem zawsze do niego wracam :)

SASZETKOWO

Próbki kremów La Roche Posay, 100% mydełko naturalne z błotem z morza martwego (recenzja TUTAJ), maska nawilżająca ZIAJA (recenzja TUTAJ) i mydełko naturalne Lacura Granate (recenzja TUTAJ), ciepłe bandaże MARION (recenzja TUTAJ).


UFFF...dobrnęliście do końca??? Wyszło mi denko tasiemiec! Nie spodziewałam się, że aż tyle się tego uzbierało. Jak widać sporo było w tych miesiącach sprawdzonych produktów, ale trafiło się też sporo bubli.
Trochę późno ten post się pojawił, ale zrobienie zdjęć tego wszystkiego i sklejenie w całość trochę zajęło mi czasu ;P



Czy znacie jakieś produkty z moich pustaków?

Pozdrawiam,
Aneta

Czytaj dalej »

niedziela, 8 czerwca 2014

Płyn micelarny INGRID COSMETICS - recenzja.

Witajcie!

Dzisiaj chciałabym opowiedzieć Wam nieco o trzecim już i ostatnim zarazem produkcie, który otrzymałam w ramach współpracy z firmą Verona. Mowa tym razem o płynie micelarnym.
Jeśli jesteście ciekawi, jak spisał się u mnie ten produkt - zapraszam do dalszej części recenzji.



OD PRODUCENTA

Płyn micelarny Expert Clean HD o właściwościach oczyszczających, odświeżających i nawilżających. Unikalna formuła z nowoczesnymi i wysoce zaawansowanymi technologicznie składnikami aktywnymi zapewnia delikatny i skuteczny demakijaż. Produkt głęboko tonizuje zapewniając dokładne oczyszczanie skóry z wszelkich zanieczyszczeń. Kwas hialuronowy utrzymuje odpowiedni poziom nawilżenia. Dzięki zawartości pantenolu produkt nie wywołuje podrażnień. Nie narusza warstwy hydrolipidowej skóry. Polecany do usuwania makijażu wykonanego kosmetykami wodoodpornymi. Preparat nie zawiera alkoholu.



MOJA OPINIA

Płyn zamknięty w plastikowej buteleczce o pojemności 200ml, z zatrzaskiem na górze. Otwór jest na tyle odpowiedni, że po przechyleniu butelki nie wylewa się z niej nadmierna ilość płynu, wręcz przeciwnie - mamy możliwość nadzoru w dozowaniu produktu. 

Dzięki transparentności widać, ile produktu ubyło, a ile mamy jeszcze do dyspozycji. 

Płyn micelarny jest bezbarwny, o delikatnym kwiatowym zapachu - bardzo przyjemnym dla nosa. Zapach utrzymuje się chwilę po zastosowaniu na twarzy. 

Płyn jest bardzo wydajny, już niewielka jego ilość wystarcza, by zmyć dokładnie makijaż.


Do demakijażu twarzy nadaje się idealnie, zmywa bezproblemowo, oczyszcza i tonizuje twarz bez uczucia lepkości, czy ściągnięcia. Pozostawia skórę odświeżoną, świeżą i ładnie pachnącą przez jakiś czas. 

Podobnie jest z szyją - idealnie usuwa zanieczyszczenia zostawiając skórę gładką, miękką i odświeżoną.

I ostatnia część twarzy, czyli oczy. Wg producenta idealnie nadaje się do demakijażu oka. Niestety nie polecam zmywać oczu tym płynem. U mnie wywołał mocne pieczenie, szczypanie i zaczerwienienie. Miejsce, o które zawsze boję się najbardziej przy wszelakiego typu płynach micelarnych, w tym przypadku zostało podrażnione.


A szkoda, bo płyn jest bardzo przyzwoity, ładnie pachnie, dobrze oczyszcza i pielęgnuje skórę twarzy, a przy tym jest niesamowicie wydajny. 
Jednak z uwagi na fakt, że nie nadaje się do demakijażu oczu - przynajmniej w moim przypadku, raczej nie wrócę do niego ponownie.

Używając płynu micelarnego oczekuję jednak uniwersalności i możliwości stosowania nie tylko do twarzy, ale i do oczu - bez odczuwalnego dyskomfortu, czy podrażnienia. 

Jednak pamiętajcie, że to jedynie moje spostrzeżenia - niewykluczone, że u Was nie wywoła takiego efektu i sprawdzi się bardzo dobrze. 


PS - dziękuję firmie VERONA na możliwość przetestowania produktu i jednocześnie zaznaczam, że fakt otrzymania produktu w ramach współpracy w żaden sposób nie wpłynął na rzetelność mojej opinii. 


Płyn możecie zakupić TUTAJ

Zachęcam też do zaglądania na FB marki VERONA, a także na ich stronę internetową



Czytaj dalej »

czwartek, 5 czerwca 2014

Perfumy Love Story od INGRID COSMETICS - recenzja.

Witajcie!

Pisałam Wam o przesyłce, jaką otrzymałam od firmy VERONA. Dzisiaj przyszedł czas na recenzję wody perfumowanej marki Ingrid Cosmetics z serii Love Story. Mój wybór padł na zapach Kisses. Wybierając zapach kierowałam się nutami zapachowymi, które znajdują się w moich ulubionych perfumach, jednak nie w dokładnie tych samych proporcjach. Czy trafiłam w 10? O tym dowiecie się poniżej. 


Najpierw parę słów od producenta.


WODA PERFUMOWANA LOVE STORY - KISSES

Opowiemy Ci historię o pocałunkach i marzeniach, przywołamy na myśl najlepsze wspomnienia… z wodami perfumowanymi Love Story INGRID. Każdy z zapachów jest niezwykle charakterystyczny, zmysłowy i uzależniający. Każdy z nich stanowi osobną opowieść, która łącząc się w całość tworzy niepowtarzalną, miłosną historię.
Zapachy Love Story INGRID dostępne są w trzech odsłonach:

Love Story Kisses to zapach stworzony dla kobiet subtelnych, eleganckich i romantycznych. Niezwykle świeże nuty owocowe śliwki i mandarynki, uzupełnia aromat delikatnych kwiatów jaśminu, róży i lilii, pobudzający pozytywne emocje i zmysły. Nuty bazowe tworzy białe piżmo i mech, którym nie oprze się żaden mężczyzna.

Numer katalogowy: IWP-LS

Pojemność: 50 ml




Czas na moje spostrzeżenia

Woda perfumowana zamknięta jest w szklanym flakonie o pojemności 50 ml, dodatkowo zapakowanym w kartonowe pudełeczko. Woda przyszła w pudełeczku dodatkowo zabezpieczonym folią, dzięki czemu miałam pewność, że nikt tam paluchów nie wkładał. 
Po wyjęciu z pudełeczka ukazał się mym oczom śliczny, kobiecy flakonik, ozdobiony na zewnątrz koronką, która wygląda uwodzicielsko.


Pierwszym minusem, który niestety dyskwalifikuje wodę do jakichkolwiek podróży chociażby w torebce, jest szklana pokryweczka, którą niestety się tylko delikatnie nakłada. Leży swobodnie na dyfuzorze, przy każdym ruchu spada z flakonu. Można byłoby pomyśleć o jakiejś solidniejszej formie nakładki. Najwyraźniej woda perfumowana została stworzona z myślą o ozdabianiu toaletki, a nie podróżowaniu w torebce :P Szkoda...




Druga kwestia dyfuzor - dość porządny, rozpyla płyn jak należy, nie kapie z niego, ani nie rozlewa się po bokach.

Pojemność wody perfumowanej jest dość duża, przy codziennym stosowaniu powinna starczyć na długo, ale...

Niestety zapach ulatnia się błyskawicznie. Spryskałam odpowiednie miejsca jak tylko otrzymałam przesyłkę, by rozkoszować się zapachem. Po godzinie było jeszcze czuć zapach, jak przyłożyłam nos do psikanego miejsca. Po dwóch godzinach zapach był wyczuwalny, ale już znacznie subtelniejszy, delikatny. Po trzech godzinach już pozostała tylko lekka nuta, a po czterech po zapachu nie było śladu. Zresztą nie są to perfumy, a jedynie woda perfumowana, więc wytrzymałość jest znacznie słabsza. Jednak osobiście oczekiwałam czegoś więcej.


I teraz przyszła pora na opisanie samego zapachu. Sugerowałam się nutami przy wyborze odpowiedniego (jak mi się wydawało) połączenia, ale jednak trochę się zawiodłam. 
Zapach co prawda jest bardzo świeży, rześki, ale jak dla mnie zbyt słodki. Nie zmienia to faktu, że z przyjemnością co jakiś czas się nim otulę - jednak słodkie zapachy są według mnie zarezerwowane młodszym, zwariowanym nastolatkom, które nie mają jeszcze sprecyzowanych preferencji zapachowych i każda słodka nuta jest ładna i godna uwagi. Ale nie jest to reguła, bo takimi zapachami też interesują się dojrzałe kobiety i zapewne takie w moim wieku. Jednak ja lubię zapachy zdecydowane, wyjątkowe, czasem trochę mocniejsze, czasem rześkie i lekkie. Od nadmiaru słodyczy bowiem niemalże natychmiastowo boli mnie głowa - być może są jakieś nuty zapachowe, których moje nozdrza nie są w stanie przetrawić i broni się w taki a nie inny sposób. 

Co prawda te perfumy nie wzbudziły u mnie aż takiej reakcji, czyli bólu głowy, ale to zapewne przez dość delikatny, bez duszących akcentów zapach. Z pewnością zapach ma w sobie to coś, co może się spodobać niejednej kobiecie - mojej mamie przypadł do gustu i już wiem, w czyje ręce trafi niebawem. Niemniej jednak przyjemnie mi się ich używało, była to miła odmiana od codzienności. 

Z pewnością zapachowi nie oprze się niejeden mężczyzna, mój jednak nie omdlał z wrażenia ;)
Dla osób lubiących rześkie, świeże nuty z odrobiną słodkości, okraszonej ciężkim piżmem czy różą - będzie to zapach idealny. Na letnie dni taka lekka świeża mgiełka powinna spisać się całkiem przyzwoicie. 

Poza tym są niedrogie, więc chętni mogą sobie pozwolić na drobny zakup, bez znaczącego uszczerbku w portfelu ;)


PS - dziękuję firmie VERONA na możliwość przetestowania produktu i jednocześnie zaznaczam, że fakt otrzymania produktu w ramach współpracy w żaden sposób nie wpłynął na rzetelność mojej opinii. 



Pozdrawiam,
Aneta
Czytaj dalej »
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...