Witajcie kochane!
Jakiś czas temu, w zasadzie w maju br. marka Bielenda zorganizowała na swoim FanPage'u na Facebooku kolejną akcję testowania swoich produktów.
Źródło: Fanpage Bielenda
Przez kilka kolejnych dni Bielenda informowała o wyznaczonych godzinach, gdzie można było zapisywać się do testów.
Oczywiście nie była to taka prosta sprawa, bo ja sama próbowałam chyba ze 3 razy i się nie udawało.
Producent podawał godziny np. między 10.20 a 10.30, gdzie należało w odpowiedniej minucie "wstrzelić się" z zaproszeniem jednej osoby do zabawy i pierwsze 10 osób zostawało testerem wybranego przez siebie produktu.
Ja zaczynałam wątpić, że uda się w ogóle trafić w "tą" minutę. Ostatniego dnia stwierdziłam - nie poddam się, znalazłam sposób i udało się - jakie było moje zdziwienie nawet sobie nie wyobrażacie ;)
Na przesyłkę czekałam praktycznie miesiąc - taki czas był określony w regulaminie. I tak oto w me ręce trafił wybrany przeze mnie kosmetyk. Wybór padł na termoaktywny koncentrat Antycellulitowy.
Tak naprawdę do tej pory się zastanawiam, czemu nie wzięłam chłodzącego. Z uwagi na mój problem z kruchymi, pękającymi naczynkami powinnam szerokim łukiem omijać produkty z efektem rozgrzewającym. Aczkolwiek zapewniono mnie, że ten preparat im nie zaszkodzi.
Poza tym producent pisze, że preparat delikatnie rozgrzewa skórę - trochę zostałam uspokojona.
Trochę od producenta i skład:
W skrócie mówiąc - wystarczy smarować się dwa razy dziennie, by cieszyć się pięknym ciałem pozbawionym cellulitu i tkanki tłuszczowej. Dzięki regularnego używaniu koncentratu nasze ciało stanie się doskonale wymodelowane, jędrne, gładkie i sprężyste. Ale czy na pewno?
Moja opinia:
Opakowanie:
Dość poręczne, wykonane z miękkiego tworzywa. Dzięki zamknięciu znajdującemu się na dole opakowania (koncentrat stoi na głowie), preparat podczas bezruchu może swobodnie spłynąć, by kolejna aplikacja nie była problemem. Pojemność specyfiku jak widać na zdjęciu to 175ml, czyli mniej niż serum Eveline, które używam najczęściej.
Zapach:
Dość przyjemny, aczkolwiek trochę trudny do opisania. Może to te ekstrakty owocowe znajdujące się w składzie, połączone z zieloną herbatą ?! W każdym razie nie drażniący i raczej uprzyjemniający aplikację.
Konsystencja:
Kremowa o lekko beżowym zabarwieniu. Trochę w barwie przypomina żel pod prysznic kawowy z Yves Rocher. Jednak tutaj konsystencja jest bardziej zbita niż w przypadku żelu. Łatwo się rozprowadzała po problematycznych miejscach, dość szybko wchłaniała i podczas rozsmarowywania wyczuwalne było przyjemne chłodzenie. Ale bez obaw to tylko chwilowy efekt...
Wydajność:
Muszę przyznać, że spodziewałam się trochę lepszego wyniku, ale w sumie pojemność 175ml to też nie tak dużo. Smarowałam pośladki i uda, więc to też kwestia partii ciała, które smarujemy. Jeśli smarowane byłyby jedynie pośladki koncentrat starczyłby na dłużej. Przy moim używaniu dwa razy dziennie na te partie ciała, koncentrat starczył na niecałe dwa tygodnie regularnego stosowania. Czy wobec tego mogę cokolwiek napisać o tym preparacie? Myślę, że tak.
Efekty stosowania:
Tak jak napisałam powyżej, koncentrat stosowałam codziennie przez prawie dwa tygodnie. To czego obawiałam się najbardziej to ten rozgrzewający efekt i moje pękające naczynka. Jednak z naczynkami nic się nie stało - nie zauważyłam powiększenia obecnych, nie pojawiły się też nowe - ufff!
Ale przejdźmy do efektu rozgrzewania. Jak napisałam wcześniej na początku aplikacji czuć było delikatny efekt schłodzenia ciała. Przez około 5 minut nic się nie działo, pomyślałam - nie rozgrzewa. Jakie było moje rozczarowanie, gdy po tym czasie nogi zaczęły dość mocno piec! Pomyślałam, że to tylko odczuwalne ciepło. Partie ciała, które zostały wysmarowane stawały się mocno zaczerwienione (nie delikatnie) i biło wręcz od nich gorąco. Jeśli używałyście kiedyś maści końskiej (ja czasem na bolące kolana stosowałam) to efekt jest niemalże identyczny! Ciało płonie! Ale szczerze? Jakoś mi to nie przeszkadzało, bo wierzyłam, że wtedy coś się dzieje :)

Efekt płonących nóg ustępował po jakiś 5-10 minutach. Zaczerwienienie również znikało jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Jednak już po pierwszym użyciu zauważyłam miłe w dotyku ciało, gładkie, jakby bardziej napięte. Z każdym dniem zauważałam poprawę elastyczności skóry i większe wygładzenie. Co do redukcji cellulitu - nie mówię nie! Ale raczej nie po dwóch tygodniach. Stan skóry na udach i pośladkach poprawił się.
Zapewnienia producenta co do ujędrnienia, wygładzenia i nawilżenia skóry jak najbardziej się sprawdziły w moim przypadku. A dodatkowo efekt rozgrzewający na pewno pozytywnie wpłynął na poprawienie mikrokrążenia.
Uważam, że przy dalszym stosowaniu tego preparatu działanie mogłoby przejść najśmielsze oczekiwania. Jednakże, jeśli kupię jakiś produkt z tej serii (a na pewno to zrobię w niedalekiej przyszłości) to wypróbuję koncentratu o neutralnym działaniu - bez chłodzenia i bez grzania. Aczkolwiek na takie upały, jakie odwiedziły nas obecnie najlepsze będą te chłodzące ;D
Zalety:
* efekt rozgrzewający dający mega kopa naszemu tłuszczykowi
* dobre nawilżenie
* wygładzenie
* poprawa elastyczności skóry
* stan skóry poprawił się
* zauważalne ujędrnienie
* konsystencja i dobre wchłanianie
Wady:
* słaba wydajność przy stosowaniu 2x dziennie
* nie zauważyłam zmniejszenia cellulitu (przez zbyt krótki okres używania kremu)
Ocena: 8/10
Podsumowując mą walkę o piękne ciało pozbawione cellulitu uważam, że w duecie siła. Myślę, że nie straszna byłaby ta zmora, gdybyśmy były regularne w stosowaniu jakiegokolwiek preparatu. Wiadomo, że same kosmetyki nie zrobią za nas wszystkiego, aczkolwiek sądzę, że Bielendę mogę śmiało nazwać wiernym kompanem w dążeniu do idealnego ciała. Mimo słabej wydajności, kosmetyk sprawdził się na wielu płaszczyznach. Pomógł nawilżyć skórę, wygładził ją i ujędrnił. Dodatkowo sprawiał, że ciało rozgrzane było do czerwoności (to na pewno za sprawą zezłoszczonego tłuszczyku i cellulitu - którego tak usilnie chcemy się pozbyć). Myślę, że z czasem uda się to osiągnąć - wystarczy tylko dodać do tego trochę ruchu, dużo wody i więcej owoców i warzyw (ta pora roku pozwala na korzystanie z dobrodziejstw natury do oporu). Seria Bielendy Pomarańczowa Skórka jest jak najbardziej godna uwagi.
Miałyście kiedyś produkt z tej linii? Jakie są Wasze doświadczenia?
Pozdrawiam,
Aneta