piątek, 31 maja 2013

Kolorowe lato na pazurkach cz.II

Dzisiaj piątek, więc zgodnie z zasadami Akcji Maliny - przedstawiam Wam drugi lakier biorący udział w tej akcji.



Na ruszt rzucam lakier Lovely z serii - Gloss Like Gel nr 101.
Lakier zakupiłam ostatniego dnia promocji w Rossmannie i zapłaciłam za niego całe 3,39zł. Podpatrzyłam jego recenzję na jednym z blogów i postanowiłam, że muszę go mieć.


  



    




  
















I wiecie co - nie żałuję, bo lakier bardzo mi przypadł do gustu ;) Dwie warstwy bardzo dobrze kryją, schnie przyzwoicie, nie za długo, nie za krótko. Jest przepełniony złotymi drobinkami, które dodatkowo nadają mu uroku i charakteru.


Jak Wam się podoba lakier? Lubicie takie połączenia?

Pozdrawiam ciepło, 
Aneta
Czytaj dalej »

czwartek, 30 maja 2013

Rossmann - wczorajsze drugie podejście, czyli jak (nie)walczę z zakupoholizmem.

Witajcie kochane.

Czy Wy też po tej całej promocji -40% czujecie się wykończone tymi przepychankami pod szafami, ciągłą gonitwą w poszukiwaniu wolnej luki, by na spokojnie podejść do półek i coś obejrzeć?

Ech - uważam, że nasz naród jest dziwny ;P Weźmie czy nie weźmie to otwiera tusze (nie ważne, że to nie tester), otwiera pomadki, błyszczyki - maluje się i przegląda w lusterku, a potem ten egzemplarz odłoży spowrotem na półkę i weźmie inny, albo wyjdzie ze sklepu szczęśliwa, bo za free ma pełny make-up. Jak mnie to wkurza!!! Po co są testery? A potem w domu zdziwienie, że tusz jakiś taki dziwny, lekko zaschnięty ;/ Nie znoszę takich ludzi!!!

Ale przejdźmy do tych przyjemniejszych rzeczy, czyli zakupów. Jak już dostałam się do szaf z lakierami (bo po to w głównej mierze tam poszłam raz jeszcze) wybrałam dwa lakiery Lovely z gamy tych różowych. Jeden z nich przedstawię w kolejnym poście - bardzo się już z nim polubiłam :D
Ale żeby nie iść z koszykiem prawie pustym, wpadły tam też dwa kremy do twarzy, waciki (bo tego nigdy za wiele) oraz maseczki (znowu).

Tak oto prezentują się moje łupy. Za całość zapłaciłam 31,11zł, ale razem z kostkami toaletowymi Bref (dwupak za 8,99zł).


Krem z olejkiem migdałowym to dla mnie nowość, nigdy nie widziałam go wcześniej - kosztował 7,79zł.
Krem Ziaji z masłem kakaowym to też nowość dla mnie za całe 2,19zł.
Maseczki Ziaji (tak wychwalane, więc kupiłam zapas) za 0,89zł sztuka.
Lakiery Lovely Gloss Like Gel nr 101 oraz Classic Nail Polish nr 29 - za 3,39zł każdy.
No i płatki Lilibe 120szt., których na zdjęciu nie ma za 2,69zł.

To by było na tyle, jeśli chodzi o moje zakupy. Wiem jedno - obiecuję sobie zaprzestanie tego wariactwa! Zakupy i promocje to samo zło!!!

A w następnym poście przedstawię lakier z powyższej dwójki.

Do kolejnego posta kochane!
Aneta
Czytaj dalej »

wtorek, 28 maja 2013

Kolorowe Lato na paznokciach cz.1

Witajcie raz jeszcze ;)

Dzisiaj post pierwszy z serii Akcji Maliny.
Na pierwszy rzut idzie lakier Essence (w kolorze zbliżonym do czerwonego, trochę różowego, ale z odcieniami pomarańczy).
Niestety nie podam dokładnie o jaki numer chodzi, bo zmazał mi się ;/



                       

Odcień jest dość intensywny, wręcz powiedziałabym jaskrawy, ale koleżankom się podobał - mi zresztą też.
Przede wszystkim ma mocny, kryjący i zauważalny kolor. Jednak trzeba uważać z takimi barwami, gdy ma się mocno przesuszone dłonie - na moim przykładzie wiem, że nie wygląda to dobrze.


Lakier dobrze kryje. Dwa pociągnięcia pędzlem u mnie to już norma, jakoś z przyzwyczajenia. Kolor utrzymuje się na krótszych paznokciach zdecydowanie dłużej, chociaż ścierają się końcówki. Jednak dodatkowo z bazą, czy utwardzaczem wytrzyma kilka dni. Dodatkowo ładnie się błyszczy i szybko schnie.


Najlepiej prezentować się będzie na lekko opalonej skórze, z uwagi na swoją mocną barwę. Ogólnie lakier mi się podoba i uważam, że sprawdzi się zarówno wiosną jak i latem - jak myślicie? Podoba Wam się? ;)

Aneta
Czytaj dalej »

Akcja maliny - zaproszenie i udział w zabawie :)

Cześć dziewczyny!

Dzięki uprzejmości JoannyMisz masz oraz Jadwigi K.  zostałam zaproszona do zabawy w kolory ;) A dokładniej do Akcji Maliny - za co oczywiście ogromnie dziękuję i postaram się podołać zadaniom, które opisane są poniżej w całym regulaminie.

Oto zasady:

Czas trwania: od 23.maja do 22. czerwca br., czyli do pierwszego dnia lata!



Celem akcji jest:

- zabawa kolorami,
- uśmiech każdego dnia, bo kolorowy świat cieszy!
- potwierdzenie hasła "kobieta zmienną jest",
- wybór Twojego letniego hitu.



Zasady akcji:

1. Umieścić zasady akcji w poście na swoim blogu.
2. Zaproś do akcji co najmniej 5 osób.
3. Umieść powyższy baner w bocznym pasku z linkiem do inicjatorki akcji MALINY i dopisz się do listy obserwatorów jej bloga.
4. W czasie trwania akcji co najmniej w każdy WTOREK i PIĄTEK opublikuj post z wybranym przez Ciebie lakierem do paznokci prezentując go KONIECZNIE na własnych paznokciach. Jeden kolor na jeden post! Łącznie każda z nas opublikuje co najmniej 8 postów z 8 kolorami lakierów do paznokci.
Pierwszy KOLOROWY post umieszczamy we wtorek 28. maja, a ostatni w piątek 21. czerwca.
5. W pierwszy dzień lata, czyli dokładnie 22 czerwca wszyscy zamieścimy post podsumowujący akcję dokonując wyboru koloru lakieru, który tego lata będzie królował na naszych paznokciach.


Na zaproszenie dziewczyn jest już chyba trochę za późno, bo niestety dostęp do internetu i do laptopa udało mi się zdobyć dopiero w dniu dzisiejszym. Jako, że jedną z zasad jest zaproszenie minimum pięciu z Was do akcji - wysyłam zaproszenie (chociaż zdaję sobie sprawę, że jest już późno). Mimo to zachęcam i zapraszam do udziału w akcji ;]

Zapraszam do zabawy: 



W związku z tym, że dzisiaj jest pierwszy dzień, w którym powinno pokazać się swój pierwszy kolor pazurkowy - umieszczę go w następnym poście (dosłownie za chwilę).

Aneta

Czytaj dalej »

piątek, 24 maja 2013

Ostatnie moje nabytki - czy oszalałam? Zapewne! Ale kończę z tym...obiecuję :D

Witajcie kochane!

Tak jak wspomniałam w ostatnim poście - pochwalę Wam się ostatnimi łupami, jakie wpadły w me ręce.

Na początek coś miłego, czego nie spodziewałam się kompletnie - mianowicie z akcji na Facebooku, otrzymałam od marki Eveline Cosmetics (zresztą jednej z moich ulubionych marek kosmetycznych, więc szczęście tym większe) "skromną" przesyłkę.

Chcecie poznać jej zawartość?

To patrzcie! Ja do dzisiaj próbuję się pozbierać i nadal nie mogę wyjść z podziwu!  :D

Spodziewałam się raczej kilku kosmetyków, ewentualnie jakiś próbek. Ale gdzie tam!

To jeszcze bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, jakie podejście do swoich klientów ma ta firma! I jak tu ich nie kochać? Poniżej przedstawię Wam nieco bliżej, co dokładnie w paczce się znalazło, bo niektóre z kosmetyków są schowane za innymi.

I tu to samo, ale z widocznym każdym kosmetykiem z osobna.


Kilka z tych produktów będę używać po raz pierwszy (właściwie to większość). Znam i bardzo lubię puder Eveline, lakiery do paznokci MiniMax są tanie i naprawdę dość trwałe. Płynu micelarnego nigdy za wiele (a znam i jest przyzwoity) oraz odżywka do rzęs (świetnie sprawdza się jako baza pod tusz - dzięki niej dłużej tusz się utrzymuje, nie osypuje i rzęsy wyglądają dużo lepiej).
Kosmetyków do pielęgnacji ciała także nigdy dość. Te z serii slim 3D stosuję regularnie (aczkolwiek inny rodzaj). Poza tym odżywki do paznokci, tusze do rzęs też zawsze się przydają :D

Znacie któryś z powyższych kosmetyków - polecacie coś konkretnego?
Który mam zrecenzować jako pierwszy - jestem otwarta na propozycje ;)


A na koniec jeszcze moje łupy, które już sama zakupiłam - maseczki, odżywki do włosów (tego nigdy za wiele, poza tym Latte i Biovax się skończyły).









Latte - po raz kolejny, bo ją po prostu lubię. Nowością jest Ziaja maska intensywna odbudowa oraz inna wersja Biovax'u - w wersji maxi 500ml do włosów ciemnych. Mam nadzieję, że sprawdzą się na moich kłaczkach i będę zadowolona z zakupu. Kallos kosztował niecałe 5zł, Ziaja - 7,50zł, a Bioxax - 25zł (więcej niż cena sugerowana, ale i tak się opłacało).









A do tego dwie odżywki - Isana i Garnier, oraz balsam Mrs. Potter's. Tu także nowości, ale o wszystkich czytałam same pozytywne recenzje, więc liczę na ich działanie i skuteczność.











A teraz soczyście - owocowo. Same pięknie pachnące cudeńka, którym nie mogłam się oprzeć podczas promocji w Rossmannie, gdzie kosmetyki Lirene były w bardzo atrakcyjnych cenach ( zakupy z początku maja).
A że wszystkie zapachy mi się spodobały, nie mogło być inaczej jak wrzucić każdy zapach do koszyka! Czyli - żel rajski granat, soczyste winogrona oraz kusząca gruszka! Wreszcie dorwałam gruszkę (i jak widać nie tylko ;P). Do tego zakupiłam jeszcze trzy peelingi myjące. Dwa z nich to Lirene: intensywna regeneracja oraz stop cellulit i ostatni z Hean - po miłej przygodzie z limonkowym, postanowiłam wypróbować solankowy (zapach też dość przyjemny).
Żele kosztowały po 5,99zł każdy. Peeling czerwony kupiłam za 11,99zł, a pomarańczowy za 9,99zł. Ceny uważam za dość przyjazne ;)



Oraz nie obeszło się bez wizyty w Hebe - tam dokupiłam kolejne peelingi (jako, że zużywam je dość sprawnie ostatnio, przydadzą się z pewnością i nie zmarnują - tego jestem pewna). Teraz będę się peelingować i peelingować. Ale - trzeba jakoś przygotować ciało do lata, a balsamy lepiej się wchłaniają po ostrym zdarciu martwego naskórka :D


Trzy maleństwa z Joanny - te zapachy mnie urzekły, poza tym z kartą Hebe zapłaciłam za każdy 4,09zł (chyba niewiele prawda)? A Bielenda była za 11,99 za sztukę. Avokado kupiłam wcześniej ;)
    
Sporo tego wiem. Ale po dzisiejszej wizycie w Rossmannie stwierdziłam i zrozumiałam (patrząc na półki), że mam już chyba wszystko, czego potrzebuję. Nawet nie chyba, tylko na pewno! Koniec z zakupami. Teraz nie będzie postów z nowościami i zdobyczami. 
Tak sobie postanowiłam. Ten jest ostatni i długo tak pozostanie ;P

A tymczasem kochane - życzę Wam udanego weekendu! 
Ja niestety będę się kurować, bo przeziębienie totalnie mnie rozebrało. Więc pozostaje mi ciepła herbatka z sokiem malinowym, książka i łóżeczko.

Buziaki!! :* :*
Aneta












Czytaj dalej »

Jak mogłam nie skorzystać, gdy wkoło tyle kusicielek! Rossmann i mnie owładnął ;P

No i to było chyba do przewidzenia.
Od wczorajszego dnia już obserwowałam, jakie to cudeńka znalazły się w Waszych rękach za sprawą promocji -40% w Rossmannie. Co prawda nie wszystko objęte było promocją, a kosmetyki kolorowe i do pielęgnacji twarzy.
Szczerze? To i tak za dużo! Gdyby była to promocja na kosmetyki do pielęgnacji ciała - żele, balsamy, peelingi - nie poszłabym wcale, bo tego to mam już tyle, że zakopać się można!
A kolorówki - nigdy za wiele ;P

Postanowiłam sobie cel - koniec z zakupami kosmetyków (przecież mam ich na najbliższy rok, albo dwa) i odkładanie sobie kasy na inne przyjemności.

Stąd też zakupy moje w Rossmannie ograniczyłam do minimum - za kwotę około 20zł kupiłam parę fajnie zapowiadających się kosmetyków. Wszystkie są dla mnie nowością, prócz jednego sprawdzonego produktu.

To w dniu dzisiejszym trafiło do mojego koszyka (i tak to wszystko Wasza wina i promocji, które atakują mnie z każdej strony, uniemożliwiając trzymanie się postanowień ;P ).


Tak jak wspomniałam - ograniczyłam się do minimum, gdyż wszystko inne mam w nadmiarze i bez sensu kupować kolejne kosmetyki służące do tego samego.





Na pierwszy ogień idą maseczki. Ziajka - każdy rodzaj po jednej sztuce. Nie miałam z nimi do czynienia, ale zachwalacie je, więc postanowiłam i ja wypróbować. Każda po obniżce kosztowała 0,89zł. Same przyznacie, że żal było ich nie wziąć ;)



I dwie maseczki typu peel-off Rival de Loop. Bardzo ją polubiłam. Pachnie świeżo (chociaż czuć jakiś alkohol - niestety dość intensywnie), delikatnie oczyszcza i ściąga skórę. Mi pasuje - w dodatku za 0,99zł każdy dwupak.





Do tego jeszcze chusteczki Alterry - nigdy nie miałam, a czasem takie rozwiązanie jest bardzo wygodne. Kosztowały całe 1,99zł.

Tyle z kosmetyków pielęgnacyjnych do twarzy.








A z kolorówki wybrałam lakier do paznokci w miętowym odcieniu Lovely Gloss Like Gel  (w rzeczywistości wygląda dużo ładniej - ciekawe jak na paznokciach się sprawdzi) - koszt całe 3,39zł. I dwa tusze do rzęs, które wszędzie zbierają dobre recenzje - nie mogłam przejść obojętnie. Było oczywiste, że ceny 5,39zł za Lovely Curling Pump Up i 5,79zł za Wibo Growing Lashes przekonały mnie do zakupu, by wypróbować je  po raz pierwszy.



I to tyle, jeśli chodzi o moje łupy. Sama się sobie dziwię, że tylko na tym się skończyło ;)
Ale jak Wam pokażę, w co zaopatrzyłam się na przełomie dwóch ostatnich tygodni, to stwierdzicie, że to, co kupiłam dzisiaj to i tak za dużo ;P

Buziaki kochane ;*

PS. - błagam!! Nie kuście już więcej, bo mój portfel już ledwo wytrzymuje i błaga o litość ;P

Czytaj dalej »

niedziela, 19 maja 2013

Ziaja rebuild - czy warto się zainteresować tym kosmetykiem?

Witam Was kochane czytelniczki ;)

Dzisiaj postanowiłam przybliżyć Wam nieco produkt, jakim jest Ziaja Rebuild - ujędrniające masło do ciała.


Masłem smarowałam się w miarę regularnie jakiś czas, więc to chyba czas by powiedzieć na jego temat parę słów. Czy produkt jest wart wydanych pieniędzy i czy daje jakieś efekty? O tym dowiecie się czytając tą recenzję.

Opakowanie:
Masło umieszczone jest w plastikowym pojemniczku przypominającym mały słoiczek. Mieści się w nim 200ml masła. Opakowanie jest odkręcane, w środku znajduje się dodatkowe zabezpieczenie zawartości w postaci folii aluminiowej. Dzięki temu wiemy, że produkt nie był wcześniej otwierany. 
Pojemniczek jest bardzo wygodny w użytkowaniu, każdą ilość masła swobodnie możemy nabrać palcem bądź dłonią. Nie ma też problemu z wydobyciem produktu do końca - dzięki czemu nic się nie zmarnuje. 



Zapach:
Masło ma dość świeży zapach, ale bliżej nie określony dla mnie. Pierwszy raz używałam tego masła i jego zapach był dla mego nosa czymś zupełnie nowym. Nie oznacza to jednak, że zapach był nieprzyjemny - wręcz przeciwnie. Świeży z lekką nutką anyżku. Producent pisze o zapachu kawy, cynamonu - czego ja nie uświadczyłam. Aczkolwiek zapach mi się spodobał i polubiłam go mimo trudności z jego sklasyfikowaniem. 

Konsystencja:
Konsystencja nie przypomina tradycyjnego masła, jest dość gęsta, ale nie zbita. Jak dla mnie w sam raz, by dobrze się rozprowadzać na ciele, jednocześnie nie spływając z niego. Idealna struktura, by smarowanie ciała było przyjemnością, nie katorgą. 



















Od producenta:
REBUILD - masło do ciała ukierunkowane ujędrnianie ud, pośladów, bioder, brzuch. W połączeniu z masażem wspomaga spalanie tkanki tłuszczowej. Intensywnie ujędrnia, zwiększa spoistość i elastyczność naskórka. Delikatnie napina i wygładza skórę oraz skutecznie zapobiega jej wiotczeniu. Aktywnie modeluje i poprawia wygląd sylwetki. Zawiera harmonijne połączenie kwiatowo-orientalnej kompozycji kumquatu, kwiatów Davana, drzewa Massoina i cynamonu z dzikością anyżu. Stosowanie: 1 - 2 razy dziennie rozprowadzić preparat na skórze ciała, szczególnie na brzuchu, biodrach, udach i pośladkach, następnie delikatnie masować, aż do całkowitego wchłonięcia. Najlepsze efekty uzyskuje się stosując preparat systematycznie.

Skład:

Moja opinia:
Krem stosowałam raz dziennie wieczorem po kąpieli. Masło lubiłam stosować dzięki przyjemnemu dla nosa zapachowi - świeży i lekko odświeżający. Dość gęsta konsystencja sprawiała, że masło bardzo dobrze się rozsmarowywało i wchłaniało szybko w masowane partie ciała. Pierwszym zauważalnym i odczuwalnym efektem było delikatne chłodzenie ciała (co prawda nie tak intensywne jak w przypadku serum Eveline), które dodatkowo odprężało. To chłodzenie sprawiało, że całe napięcie i zmęczenie w nogach powoli zanikało. 

Po aplikacji smarowidła ciało stawało się bardzo gładkie i przyjemne w dotyku. Czuć było wyraźne napięcie (oczywiście ten efekt zauważyłam po kilku razach) i uelastycznienie skóry ciała. Jako, że moje uda są obdarzone nierównościami, masło stosowałam głównie na tą partię ciała (dodatkowo oczywiście pośladki). Po wchłonięciu nie zauważyłam żadnej tłustej warstwy na ciele, jedynie delikatną warstewkę dodatkowego nawilżenia. Ciało pozostawało miękkie i przyjemne w dotyku na drugi dzień, co uważam za duży plus. Producent obiecuje nam intensywne ujędrnienie i poprawę elastyczności naskórka - z tym się zgadzam. Faktycznie skóra po kilka dniach stała się bardziej zwarta i lepiej się prezentuje. Dodatkowo jest wygładzona i napięta. Skóra mi jeszcze nie wiotczeje, ale skoro zapobiega temu zjawisku - to jestem jak najbardziej za. Wygląd skóry zdecydowanie się poprawił i z pewnością będę do tego produktu wracać. Jednak jedyną wadą, jaką dostrzegłam jest jak dla mnie słaba wydajność. To masło zużyłam w ciągu 3-4 tygodni smarując się raz dziennie. Nie wiem, czy to szybko, ale producent mógłby ewentualnie pomyśleć nad większą pojemnością tego smarowidła - byłabym bardziej zadowolona.    

Ocena: 8/10
Za niską wydajność i cenę (za 200ml czasem trzeba zapłacić 15zł) odejmuję po punkcie, jednak za działanie na skórę przyznaję ich 8, bo uważam produkt za godny uwagi. Gdy nadarzy się okazja i będziecie mogły go kupić w niższej cenie to naprawdę warto spróbować. Jeśli lubicie (tak jak ja) efekt chłodzący (ale nie za mocny) i zauważalną poprawę wyglądu skóry w dość szybkim czasie to polecam ;) Uważam, że efekt byłby lepszy, gdybym stosowała do nadal regularnie, ale moje zapasy wszelakich kosmetyków powstrzymują mnie przed kolejnymi zakupami (chociaż ostatnio uległam promocji w Rossmannie na kosmetyki Lirene i uzupełniłam braki w maskach/odżywkach do włosów).
Jednym słowem - POLECAM ;)


Aneta 

Czytaj dalej »

Słodkie babuszki :D

Dzisiaj taka niekosmetyczna notka o słodkościach. 

Wczoraj piekłam ciasto piaskowe cytrynowe. A że wg przepisu na formę keksową, masy wyszło mi trochę więcej - postanowiłam resztę rozlać do foremek na babeczki. Tak się oto prezentują moje maleństwa ;P 
Powiem tak - może nie wyglądają zbyt efektownie z tymi czekoladowymi kleksami, za to smakiem zdecydowanie nadrobiły ;D


A że ja lubię słodycze...babeczką nie pogardziłam :D

Jeśli chciałybyście skorzystać z przepisu to znajdziecie go tutaj - wyszło smacznie, więc polecam ;)


Pozdrawiam, 
Aneta

Czytaj dalej »

sobota, 11 maja 2013

Maska Biovax do włosów suchych i zniszczonych - recenzja.

Dzisiaj przybliżę Wam markę, która wszystkim Wam jest dobrze znana - L'biotica Biovax.

Moja przygoda z Biovax'em rozpoczęła się tą właśnie maską. Nigdy nie miałam do czynienia z produktami tego producenta, ale po tylu pozytywnych recenzjach stwierdziłam, że czas najwyższy przyjrzeć się jej bliżej.
I tak oto w moje ręce trafiła ta maska w promocji (maska + gratis serum na rozdwajające się końcówki) w bardzo atrakcyjnej cenie, zakupiona w Superpharm.


Maska zamknięta jest w plastikowym opakowaniu o pojemności 250ml. Jest ono poręczne i wygodne, nie musimy się obawiać, że coś nam wypłynie. Po pierwsze konsystencja na to nie pozwoli, a po drugie zamknięcie jest bardzo szczelne.

Maska w swoim składzie nie zawiera:
* parabenów
* SLS
* SLES
* glicolu propylenowego
co przemawia tylko na korzyść tej maski.

Skład dla ciekawskich:
SKŁAD: AQUA, CETYL ALCOHOL, CETEARYL ALCOHOL (AND) CETEARETH - 20, CETRIMONIUM CHLORIDE, PRUNUS AMYGDALUS DULCIS (SWEET ALMOND) OIL, ACETYLATED LANOLIN, GLYCERIN, LAWSONIA INERMIS EXTRACT, CINNAMOMUM ZEYLANICUM EXTRACT, MEL (HONEY) EXTRACT, PARFUM, C.I. 16255, C.I. 42090, LINALOOL, HEXYL CINNAMAL, BENZYL ALCOHOL (AND) METHYLCHLOROISOTHIAZOLINONE (AND) METHYLISOTHIAZOLINONE, CITRIC ACID, POTASSIUM SORBATE


Konsystencja maski jest gęsta, o zabarwieniu lekko różowym. Chociaż czytałam wiele opinii na temat zapachu i niektórym z Was nie przypadł do gustu, mi osobiście się bardzo podoba. To był pierwszy plus, który przemawiał za tą maską.

Mimo gęstej, dość zwartej konsystencji nie zauważyłam problemu z rozprowadzaniem jej na włosach. Dodatkowo lubię też wymasować trochę skórę głowy podczas nakładania maski, czy odżywki, więc w tym przypadku nie mogłam sobie tego odmówić.


Pierwsze co mnie pozytywnie zaskoczyło to delikatność dla skóry głowy (mam problem z przesuszoną skórą przez ciągłe przebywanie w pomieszczeniu klimatyzowanym) oraz kojące właściwości. Pierwszy raz maskę nałożyłam na około 30 minut (na włosy i skórę głowy) i po zmyciu jej, wysuszeniu włosów - moim oczom ukazało się coś cudownego! Moja skóra głowy tusz przy linii czoła nie była wysuszona! Byłam zachwycona, że pierwsza maska potrafiła coś takiego uczynić! Od tej chwili wiedziałam, że to opakowanie nie będzie pierwszym i ostatnim ;)


Co do innych efektów, jakie zaobserwowałam po zastosowaniu maski. Z pewnością:
- włosy stały się zdrowsze i zdecydowanie bardziej nawilżone,
- końcówki stały się bardziej odporne na rozdwajanie (to też za zasługą drugiego produktu Biovax, o którym napiszę słów kilka innym razem)
- włosy stały się bardziej sypkie, jednocześnie mniej łamliwe i podatne na uszkodzenia,
- no i oczywiście stały się bardziej błyszczące i zdecydowanie o lepszej kondycji,
- a na koniec dodatkowy plus (dla innych mogący być minusem) - długo utrzymujący się i jak dla mnie cudny zapach.

Co do wydajności - stosuję ją od czasu do czasu, raz nakładając większą ilość (pozostawiam od 30 minut do kilku godzin), a czasem mniejszą by tylko włosy ujarzmić i wygładzić. Została mi jeszcze 1/4 opakowania - myślę, że na dwa dobre i konretne użycia. Mam ją dość długo, ale zamiennie używałam z innymi odżywkami i maskami. Przy regularnym stosowaniu tylko tej maski, zapewne skończyłaby się dużo szybciej.

Podsumowując - maska jak dla mnie jest rewelacyjna, świetnie nawilża i odżywia włosy, dodatkowo je wygładzając. Włosy pozostają pachnące przez długi czas, co mnie osobiście zadowala. No i przede wszystkim jedyna dotychczas maska, która uporała się z moją suchą skórą na głowie. Za co jestem jej bardzo wdzięczna. Włosy są poskromione, nie puszą się, są łatwe w układaniu i błyszczą.

Jako, że minusów nie zauważyłam daje jej ocenę 10/10  i miejsce na podium wśród kosmetyków do pielęgnacji włosów. Maskę można kupić często w promocji pojawiającej się w Superpharm ;]

Z czystym sumieniem polecam i z pewnością kupię ponownie (nawet jutro, bo z kartą Lifestyle można ją kupić w cenie około 11 zł ;)

A jakie są Wasze doświadczenia z tą maską? Ja teraz chyba skuszę się na tą nową z naturalnymi olejami :D

Pozdrawiam,
Aneta

Czytaj dalej »

poniedziałek, 6 maja 2013

Osławiony i wszechobecny micel BeBeauty - czy zasługuje na te zachwyty?

Inaczej skończyć się to nie mogło. Opakowanie zużyte, efekty sprawdzone, czas na recenzję.

Dzisiaj przedstawię Wam płyn micelarny, który zna już chyba każda zapalona kosmetykoholiczka - mowa tu o  skromnym micelku z Biedronki, firmy bebeauty. Czy moje serce też skradł, czy raczej jest mi obojętny.
Zapraszam do recenzji. 



Opakowanie jak widać - niepozorne, przeźroczyste, o pojemności standardowej 200ml. Jest bardzo poręczne, pewnie trzyma się w dłoni. Otwór znajduje się na górze buteleczki, wystarczy z jednej strony delikatnie nacisnąć, by w drugiej strony pojawił się maleńki otwór, z którego wydobywany jest płyn.

Konsystencja jest wodnista (w końcu to płyn), rzadka i bezbarwna. Musimy nauczyć się obchodzić się z tym płynem, by nie przesadzić z nasączeniem wacika.  Przy nieumiejętnym przechyleniu, z buteleczki może wylać się więcej płynu, niż było zamierzone. Niewielka ilość wystarcza do nasączenia płatka kosmetycznego.

Płyn micelarny jest przeznaczony dla osób z wrażliwą skórą. Delikatnie oczyszcza skórę twarzy oraz oczu z zanieczyszczeń i makijażu (nawet wodoodpornego). Działa jak tonik łagodząco i odświeżająco, bez uczucia ściągnięcia. 

Tyle obiecuje producent - a ile tych obietnic spełnia faktycznie kosmetyk?


Pierwszą zaletą tego płynu jest zapach. Jako produkt hypoalergiczny i dla wrażliwców - myślałam, że jest bezzapachowy. Jednak myliłam się. Płyn charakteryzuje się delikatnym, przyjemnym dla nosa zapachem. Nie przeszkadzał mi on ani trochę, wręcz uprzyjemniał demakijaż.

Płyn micelarny świetnie usuwa wszelkie zanieczyszczenia ze skóry twarzy. Co do oczu miałam wątpliwości. Byłam przekonana, że za cenę 4,99zł nie można za wiele oczekiwać i raczej nie poradzi sobie ze zmywaniem makijażu oka. Jakże się myliłam! Otóż wystarczą dwa dobrze nawilżone płatki kosmetyczne, chwilowe przytrzymanie wacika na powiekach i makijaż jest w większości usunięty. Do dokładnego zmycia oczu potrzebowałam 4 wacików. Dwa służyły do rozpuszczenia tuszu i usunięcia większości, dwa pozostałe do usunięcia reszty z powiek. Nie wiem jak z makijażem wodoodpornym, bo nie używam takich kosmetyków.

Trzeba jednak uważać, by nie nasączyć płatka zbyt intensywnie, bo w kontakcie z okiem może pojawić się pienienie (jednak bez szczypania, co jest plusem).

Płyn doskonale sprawdzał się też do przemywania twarzy w ciągu dnia, w celu odświeżenia i tonizowania twarzy. Twarz po przemyciu pozbawiona jest uczucia napięcia, czy ściągnięcia. Jest delikatna, miękka i nawilżona.

Jedynym minusem, który pojawił się to słaba wydajność. Przy codziennym, czasem nawet dwukrotnym stosowaniu w ciągu dnia wystarczył na niepełny miesiąc czasu. Ale uważam, że przy tak niskiej cenie można to wybaczyć :D Zawsze można zacząć kolejne opakowanie i po problemie.

Mam tylko nadzieję, że Biedronka nie wycofa tego produktu ze swojej oferty. Znana jest z takich akcji - oby tego micelka nie spotkało to nieszczęście, bo co my biedne blogerki poczniemy!

Dla zainteresowanych skład: 

Podsumowując - jest to jeden z moich ulubieńców i hit Biedronkowy :D
Mam jeszcze jednego ulubieńca z BeBeauty - o którym dowiecie się niebawem.

Nie napisałam na pewno niczego nowego, ale jest to dowód na to, że ten micel ma kolejną wierną fankę :D


Pozdrawiam,
Aneta
Czytaj dalej »

niedziela, 5 maja 2013

Szampon Alterra morela i pszenica - recenzja.

Tym razem napiszę co nieco na temat szamponu, który pojawił się w kwietniowym denku. Mowa tu o szamponie z Alterry - morela i pszenica.

Czy polubiłam się z nim? Myślę, że tak. Ale o tym napiszę poniżej. Zapraszam do lektury :D




Od producenta:


To co na pewno zachęca do jego użycia to całkiem przyzwoity skład. Nie ma parafiny, olejów mineralnych oraz silikonów. A większość szamponów ma silikony na drugiej pozycji.

Opakowanie jest bardzo poręczne, prosta konstrukcja i płaska powierzchnia zamknięcia pozwala na postawienie szamponu na głowie - bez obaw, że produkt nam się wyleje, czy szampon przewróci. Jest to dużym plusem, bo w momencie zużycia większości zawartości stawiając szampon na głowie mamy pewność, że większość produktu spłynęła po ściankach i nic się nie zmarnuje podczas użytkowania ;)


Zapach szamponu jest świeży, bardzo przyjemny, nie podrażniający nosa. Szampon nie pozostaje na włosach po umyciu, ale od czego są odżywki i maski? ;)

Konsystencja jest dość gęsta, żelowa. Jednak trzeba uważać podczas aplikacji na dłoń, bo ten żelik lubi sobie spłynąć do wanny ;P Szampon nie grzeszy wydajnością, jednak przy odpowiedniej ilości pieni się bardzo dobrze.

Przy mojej dość delikatnej i wrażliwej skórze głowy nie zauważyłam żadnej szkody, jaką mógłby wyrządzić mi ten szampon. Mył bardzo delikatnie, nie podrażniając przy tym skóry głowy. Włosy po umyciu były trochę tępe i  mogłoby wystąpić plątanie włosów, dlatego zawsze po jego użyciu nakładałam maskę - zapobiegając tym samym nieszczęściu.

Włosy po umyciu były sypkie, miękkie w dotyku oraz delikatnie nabłyszczone. Nie wiem, czy to zasługa szamponu, czy maski, ale powiedzmy że jednego i drugiego :D

To był mój pierwszy szampon ten firmy, ale myślę, że dzięki przyzwoitemu składowi wypróbuję inne rodzaje - z czystej włosowej ciekawości :D


Podsumowując  - jestem zadowolona z szamponu Alterry. Mógłby być co prawda bardziej wydajny, ale jak za cenę 6-8zł za opakowanie 200ml - nie jest źle ;) Myślę, że wrócę do tej marki - jeśli nie do tego konkretnie, to do innego wariantu.


Wiem, że znacie tą markę. Jacy są Wasi ulubieńcy i co polecacie? :D



Buziaki:*
Aneta
Czytaj dalej »

sobota, 4 maja 2013

Żel pod prysznic Cien - podejście drugie.

Dzisiaj przybliżę Wam drugi żel pod prysznic Cien - Ginkgo & Frangipani.


Opakowanie poręczne, dobrze wyprofilowane, dzięki czemu łatwo trzyma się w ręku. Zamykane na zatrzask, który jest dość delikatny - podczas drugiego użycia wyłamało mi się z jednego "zawiasu". Wszystko zrobione z dość miękkiego plastiku, który łatwo uszkodzić (w przypadku zatrzasku). Ale dzięki temu żel łatwo wydobyć z butelki.

Konsystencja kremowa, dość rzadka i trochę mieniąca się na dłoni. Wszystko dzięki zawartości protein mlecznych.

Zapach przyjemny, zarówno w opakowaniu, jak i podczas kąpieli. Zapach świeży i trochę energizujący, dzięki ginkgo i frangipani (kwiat egzotyczny, symbol wysp Pacyfiku).


Żel przeznaczony do skóry suchej i zmęczonej, jednak nie zauważyłam żadnego nawilżenia. Żel używałam tak często jak tylko się dało, by zużyć go jak najszybciej. Nie zachwycił mnie swoimi właściwościami, bo najzwyczajniej żadnych nie posiadał.

Żel jak zwykły przeciętniak, mył i usuwał zanieczyszczenia - ale dodatkowo robił coś dziwnego. Po każdym umyciu się tym żelem w wannie pojawiał się dziwny osad! Zastanawiałam się o co chodzi i do dzisiaj nie mam zielonego pojęcia skąd to ;/ Jakbym się nie myła z kilka miesięcy! Ale było to codziennie, odstawiłam żel, zniknął dziwny problem, wróciłam do żel - osad znowu! Jak ja się cieszę, że się skończył - ufff ;D

Podsumowując - ładnie pachnący (aczkolwiek nie powalająco) myjący przeciętniak. I to tyle.
Wiem, że niektóre z Was lubią te żele, a każda skóra inaczej reaguje i co innego lubi. Moja nie polubiła tego żelu. Pozostał mi z trójki z Lidla już ostatni żel i mam zamiar go zużyć w tym miesiącu. Nie wiem, czy mnie czymś zaskoczy - nie sądzę.

A tymczasem - miłego wieczorku :D
Aneta

Czytaj dalej »
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...