niedziela, 24 lutego 2013

Wibo - kolejny uroczy i delikatny nudziak ;]

Dzisiaj przedstawię Wam kolejny lakier do pazurków z serii Wibo Express growth.

Bohaterem tego posta będzie kolejny lakier w kolorze nude - co ostatnio bardzo cenię i gustuję w tego typu odcieniach.

Rozpisywać się zanadto nie zamierzam, jako, że lakiery Wibo kupowałam, kupuję i kupować będę.
Każda lakieromaniaczka, która miała do czynienia z lakierami tejże firmy wie, jak sprawują się na paznokciach, jak długo na nich pozostają i czy warto je mieć w swojej kolekcji.


 Lakier Wibo Express growth, numer 351.

Lakier ma delikatny, kremowy odcień. Konsystencja jest dość rzadka i płynna. Nie ma żadnych problemów podczas nakładania na płytkę paznokcia.

Zdjęcia przedstawiające lakier są nałożone jeden raz (ale grubiej), więc nie ma dokładnego krycia. Paznokcie jednak bardzo ładnie się błyszczą i są delikatnie muśnięte pastelowym i subtelnym kolorkiem.

 





  






















Paznokcie dzięki temu lakierowi wyglądają świeżo, zdrowo i bardzo naturalnie.
Jestem zwolenniczką takich rozwiązań, bo taka kompozycja dzięki swojej uniwersalności pasuje do wszystkiego.

Oczywiście biorąc pod uwagę, że zmieniam kolory często i zazwyczaj codziennie zmieniam na coś innego - ten wyjątkowo przypadł mi do gustu i zostawiłam na dwa dni. Na skróconych niedawno paznokciach kolor utrzymał się dwa dni bez żadnego uszczerbku :)

Jeśli lubicie takie neutralne barwy to polecam właśnie ten lakier :) przypadnie do gustu zwolenniczkom naturalnego, pastelowego i kremowego odcienia :D

Pozdrawiam,
Aneta <3



Czytaj dalej »

Liebster award po raz kolejny ;]

Tym razem zostałam nominowana przez MilionThoughts94 za co oczywiście serdecznie dziękuję ;)

Każda wie na czym polega ta nominacja, więc zabieram się czym prędzej za udzielenie odpowiedzi na poniższe pytania.

Otóż:


1. Lubisz czytać książki (jeśli tak, to jaką lubisz najbardziej)?
Ehh mam 26 lat, a Saga Zmierzch pochłonęła mnie bez reszty. Mam wszystkie części, filmy oczywiście oglądałam już parę razy i cóż - uwielbiam tą serię ;D
A książki mogłabym czytać bez przerwy ;)

2. Jaki kraj chciałabyś zwiedzić?
Mam dwa miejsca, które marzą mi się od dłuższego czasu. Pierwszym miejscem jest Portugalia - te krajobrazy, klimat i oczywiście ci mężczyźni!
A drugie moje wymarzone miejsce to Rio de Janerio. Chciałabym przed śmiercią wyjechać na karnawał do Rio :) takie moje skryte marzenie...

3. Kim byś chciała zostać w przyszłości?
Raczej na to jest już trochę za późno ;P marzyła mi się bankowość i praca w banku...niestety rzeczywistość jest zupełnie inna i czasem warto pozostać przy marzeniach i niekoniecznie je realizować :P

4. Elegancja czy luz (jeśli chodzi o ubrania)?
Praca zmusza mnie do elegancji, ale w domu jednak wolę luźniejsze i wygodne ubrania (nie zapominając oczywiście o dobrym smaku ;D)

5. 3 Twoje ulubione sklepy z ciuchami.
Bershka, F&F, Reserved

6. Pies czy kot?
Pies zdecydowanie :) jak to mój facet mówi - jestem psią mamą ;D najchętniej wszystkie bym przygarnęła, bo kocham te istotki ;]

7. Masz taką rzecz, którą kupiłaś a nie chcesz teraz jej nosić?
A bo to jedną ;P Mam jakieś sukienki, spódnice - leżą i czekają na lepsze czasy :P

8. Ile już czasu blogujesz?
Od grudnia ubiegłego roku...co prawda niedługo, ale wciągnęło mnie to bardziej niż przypuszczałam :D

9. Jakich gatunków muzycznych słuchasz?
Różnie. Rock, rap, house.

10. Masz kogoś takiego, kto jest dla Ciebie wzorem do naśladowania?
Mój wujek. 

11. Masz swoje motto życiowe?
Życie jest za krótkie, by sobie wszystkiego odmawiać. Dlatego warto próbować wszystkiego i cieszyć się każdą chwilą. Nigdy nie wiadomo, co będzie jutro.

A teraz czas na moje pytania:

1. Co cenisz w życiu najbardziej?
2. Czego sobie nigdy nie odmawiasz?
3. Jakiej decyzji nie żałujesz?
4. W czym wolisz spać? Koszula, pidżamka a może jeszcze co innego ?
5. Wymarzony prezent urodzinowy?
6. Sposób na udany dzień?
7. Ulubiona potrawa to...
8. Niezbędna rzecz w kosmetyczce to...
9. W mojej torebce zawsze mam...
10. Kawa mielona czy rozpuszczalna, a może wcale?
11. Ulubiony smakołyk to...

Zapraszam do zabawy:
http://anel-about-everything.blogspot.com
http://sentimentale1992.blogspot.com/
http://kobiecyswiatkasi.blogspot.com/
http://juss1992.blogspot.com/

Życzę udanej zabawy ;]

Pozdrawiam,
Aneta <3
Czytaj dalej »

sobota, 23 lutego 2013

Róż do policzków i puder brązujący - hit i kit.

Dzisiaj przedstawię Wam dwa produkty tej samej firmy. 

Postanowiłam tak właśnie nazwać post, bo jeden z produktów bardzo sobie cenię i używam codziennie, a drugi kompletnie się nie sprawdza i jak dla mnie jest beznadziejny.

Oto bohaterowie dzisiejszego posta:




















                                                                                                                                                                 

Od lewej : puder brązujący Miss sporty oraz róż do policzków Miss sporty

Czy domyślacie się który z nich lubię, a którego więcej nie kupię?

Zacznijmy.

Kupując puder brązujący zawsze liczę na zauważalny, ale niezbyt sztuczny i rzucający się w oczy efekt. Zarówno od pudru, jak i różu oczekuję subtelnego podkreślenia i uwydatnienia kości policzkowych. Zależy mi na tym, by efekt był zauważalny, ale nie powiewał sztucznością.

Tylko jeden z tych produktów spełnia moje oczekiwania. Dobry produkt za rozsądną cenę.

Na miano hitu zasługuje w tym starciu róż do policzków. Jest delikatny, nie jest krzykliwy i zbyt różowy. Ładnie uwydatnia i podkreśla kości policzkowe, nie wygląda sztucznie. Delikatne muśnięcie pędzlem powoduje, że policzki są delikatnie zaróżowione i wyglądają bardzo naturalnie. Efekt trzyma się stosunkowo długo. W pracy nie potrzebuję poprawiać makijażu (jedynie delikatnie zmatowić - bibułka i puder idą wtedy w ruch). Róż widoczny jest cały czas, wytrzymuje aż do zmycia do wacikiem.
Mam go dość długo, ale leżał nieużywany (dopóki kulki brązujące mi się nie skończyły). Dopiero od niedawna stosuję codziennie. Jest wydajny i będzie mi jeszcze długo służył.













Począwszy od lewej dolnej strony pierwszy i drugi kolor (tak ten taki praktycznie niezauważalny to jedna połowa pudru brązującego). Skrajnie prawy to róż. Żeby osiągnąć widzialność na dłoni pudru brązującego musiałam nałożyć kilka warstw, a i tak jest niemalże niewidoczny! A róż nałożyłam tylko jeden raz.

I niestety kitem w tej walce jest puder brązujący. Głównym powodem takiej decyzji jest fakt, że wcale nie daje efektu brązowienia! Jak wspomniałam powyżej - wiele razy musiałam nałożyć na palec, by wydobyć jakikolwiek kolor! Jak dla mnie totalna porażka ;/ Wiele oczekiwałam od tego produktu, zwłaszcza, że kosztował praktycznie dwa razy tyle co róż. Co prawda opakowanie jest dużo większe, ale co z tego jak kompletnie nie spełnia oczekiwań i zapewnień producenta.
Najbardziej drażniące było dla mnie jak po raz drugi, trzeci itd. nakładałam pędzlem warstwę pudru, a na twarzy nawet nie pojawił się jakikolwiek kolor ;/



Nie wiem, może produkt był zwietrzały, stary - tłumaczę sobie różnie. Nie mniej jednak - nie kupię go na pewno po raz kolejny.

A może Wy miałyście do czynienia z którymś z produktów? Macie podobne odczucia, czy może u Was się sprawdził?



Pozdrawiam,
Aneta ;D

Czytaj dalej »

piątek, 22 lutego 2013

Ulubieńcy do ust - błyszczyk AA oraz wazelina Flos lek

źródło: Rossnet.pl

Rozpisywać się nie będę, bo produkty bronią się same.

Pierwszym ulubieńcem, którego mam już od dawna i bardzo go sobie chwalę jest rozświetlający błyszczyk do ust AA Love & kiss.

Kupiłam go przypadkiem w Hebe. Kolor subtelny i na rysunku wydawał się taki delikatny. Wylądował w koszyku. To była bardzo dobra decyzja :)

Konsystencja żelowo - kremowa z drobinkami brokatu. Po nałożeniu na usta po chwili czuć delikatne mrowienie. Błyszczyk jest z rodzaju tych powiększających usta. Ja generalnie powiększenia nie zauważam, ale usta są wyraziste i błyszczące. 

Dodatkowo są miękkie, nawilżone i wyglądają zdrowo ;) 
Błyszczyk nadaje się tylko na zdrowe usta (nie polecam na spierzchnięte, wysuszone, czy popękane - może boleć;P )

Co prawda błyszczyków używam bardzo rzadko, w porywach do wcale, ale ten przekonał mnie do siebie i jest moim niezbędnikiem, który w torebce mam zawsze :)


 Mam z natury wąskie usta, więc proszę o wyrozumiałość :D




Drugim ulubieńcem jest z kolei waniliowa wazelina do ust firmy Flos lek. Nigdy nie byłam zwolenniczką wazeliny, bo zapach mnie odstraszał. Jak kupiłam tą - przepadłam totalnie! Ten zapach jest obłędny, aż mam ochotę przy każdej aplikacji ją zlizać. Hamuje mnie jednak fakt, że jadalna ona nie jest i smaku nie ma żadnego ;P



Wazelinę używam na zmianę z błyszczykiem. Chociaż ostatnimi czasy, gdy przez zimę moje usta nieco spierzchły i popękały musiałam wazelinę stosować częściej - co mi osobiście w żaden sposób nie przeszkadza :)

Wazelina ukryta jest w maleńkim zakręcanym słoiczku (dzięki czemu nie otworzy nam się przypadkowo w torebce), ma zbitą i bezbarwną konsystencję. Łatwa do aplikowania na usta. Wystarczy nabrać nieco na palec i rozsmarować - banalnie proste :)



Wazelina nie zabarwia ust na żaden kolor, jedynie je delikatnie nabłyszcza. Usta są delikatnie nawilżone, wygładzone i z lekkim połyskiem. Ma właściwości regeneracyjne, przez co moje usta w dość szybkim tempie wróciły do stanu używalności i teraz można tylko całować :D

Lubię ją za zapach, właściwości, uniwersalność i wydajność! Niby maleńki słoiczek, a chyba będę go mieć i mieć :D 

A Wy macie wazelinę albo błyszczyk? Może inny rodzaj, wariant smakowy?
Jeśli macie to jestem pewna, że pokochałyście je tak samo jak i ja :D


Pozdrawiam gorąco,Aneta








Czytaj dalej »

czwartek, 21 lutego 2013

Roll-on pod oczy 4w1 Rival de Loop - recenzja

Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją roll-ona pod oczy firmy Rival de Loop.

Jestem osobą, która nie ma w sumie problemów z okolicą wokół oczu. Nie mam cieni pod oczami, czy nasilających się opuchnięć.

Jednak jak każda kobieta pracująca mam taki dzień, kiedy jestem przemęczona, niewyspana i niestety ukryć się tego nie da. Od razu pojawiają się worki pod oczami, które niestety utrzymują się jakiś czas. A znikać za szybko wcale nie chcą.

Postanowiłam więc zakupić coś pod oczy, jako koło ratunkowe i gotowe na każdą ewentualność.
Wybór padł na roll-on pod oczy Rival de Loop. Wcale nie była to decyzja jednoznaczna i konsekwentna. Z reguły mam problem przy wyborze kosmetyków dobieranych w jednym celu - zniwelowanie oznak zmęczenia wokół skóry oczu.

Biorąc po uwagę, że półki w drogeriach uginają się od różności, a firmy prześcigają się - która wyprodukuje więcej lepszych kosmetyków na wszystko. Wszędzie 3w1, 2w1, widziałam już nawet 8w1! Czy to wyścig? Na co tyle tego, jak i tak wiadomo, że kosmetyk powinien się sprawdzać w jednym konkretnym celu, a już będzie hitem.

Wybór był szeroki, od kremów pod oczy, po serum, kapsułki i w końcu roll-ony. Marka Rival de Loop nie jest jakoś bardzo rozpowszechniona wśród kosmetyków, nie robi też większej furory póki co w Polsce.
Jeszcze niedawno, gdyby ktoś mnie spytał o tą markę - zapytałabym a co to? Jednak w sferze blogów kobiety uczą się wzajemnie i nabywają nowej wiedzy kosmetycznej, która w takich sytuacjach jak wizyta w drogeriach jest bezcenna :D


Stąd też przekopując się wśród tych wszystkich cudeniek dostrzegłam ten oto specyfik. Małe niepozorne pudełeczko, schowane gdzieś w gąszczu innych kartoników. Stwierdziłam - dobra biorę, co mi tam. Cena regularna to chyba 9,99zł , więc nie nadwyrężyło to zbytnio mojego portfela (w promocji ostatnio 7,99zł bodajże).
Kupiłam, poszłam do domu i od razu otworzyłam (ta kobieca ciekawość). Moim oczom ukazała się wąziutka, drobna i kształtna buteleczka w kolorze karmelowym. Wygląd przyjemny dla oka. Czy poza wyglądem można powiedzieć o czymś więcej? Przekonajmy się.

                                                               Skład dla zainteresowanych: 

                                                                     Od producenta:


Producent obiecuje wiele. Ponoć spełnia aż cztery kryteria: redukuje cienie pod oczami, nawilża, schładza i wygładza skórę wokół oczu.

Opakowanie:
Opakowanie bardzo poręczne i estetycznie wyglądające. Bardzo wygodnie trzyma się w ręku. Podczas aplikacji nie wyślizguje się z ręki, jest kobiece i nowoczesne. Sam roll-on znajduje się w kartonowym pudełeczku, oddzielonym przegródkami. Jest zabezpieczone przed swobodnym "lataniem" wewnątrz. Pojemnik z zawartością ma kolor karmelowy, przyjemny dla oka. Objętościowo przypomina trochę błyszczyk i bardzo wygodnie się trzyma. Pojemność 15ml wystarczy na długo.



Właściwości:
Odżywiające, kojące, pielęgnujące, nawilżające, odświeżające i kryjące. Pantenol i aloes mają za zadanie ukoić i pielęgnować skórę pod oczami - uczucie chłodzenia i odświeżenia. Wyciąg z kasztanowca i kofeina zmniejszają cienie pod oczami i wspomagają ukrwienie. Krem ma delikatny kolor, który zapewnia krycie i stapia się ze skórą. 



Stosowanie:
Roll-on należy stosować zawsze na oczyszczoną okolicę oczu. kolistymi ruchami należy rozprowadzić serum, po czym delikatnie wklepać w skórę. Należy pamiętać o każdorazowym wstrząśnięciu produktu przed użyciem.

Efekty stosowania:
W mojej ocenie produkt jest godny uwagi. Cena jest niska, opakowanie wystarcza na długo - nawet przy regularnym stosowaniu. Biorąc pod uwagę, że u mnie cienie pod oczami się nie pojawiają - nie mogę stwierdzić, jak sprawdza się w tej kwestii. Przy opuchnięciach sprawdza się całkiem przyzwoicie. Wystarczy chwilę pomasować, po czym wklepać w skórę. Już podczas aplikowania produktu czuć wyraźnie przyjemne chłodzenie. Skóra pod oczami jest ukojona i delikatnie schłodzona. Ma to znaczenie przy opuchnięciach, gdyż po chwili zaczynają zanikać. Konsystencja jest kremowa w kolorze jasnego beżu. Na mojej twarzy idealnie się wchłaniało, nie pozostawiając smug, ani rolowań. Nie mogę też oceniać go w kategoriach wygładzania, bo tego akurat nie potrzebuję, a poza tym nie używam go regularnie - tylko w miarę potrzeb. 

Plusy:
- dobrze się wchłania,
- nie pozostawia smug,
- nie roluje się,
- koi i świetnie schładza skórę wokół oczu,
- odświeża,
- usuwa opuchnięcia pod oczami,
- kosztuje bardzo niewiele.

Minusy/ a raczej trudne do stwierdzenia właściwości:
- nie wygładza (chociaż gdybym stosowała częściej i miała problem z wiotczejącą skórą wokół oczu mogłabym się wypowiedzieć),
- nie wiem czy usuwa cienie pod oczami, ale biorąc pod uwagę, że ma właściwości kryjące - może udałoby mu się.

Moja ocena: 5/10 
Podsumowując daję mu 5 jako, że z obiecanych właściwości spełnia je po części. Nie mogę dać maksymalnej liczby punktów, bo nie wiem jak sprawdza się w innym zakresie. Na rzadko pojawiające się opuchnięcia nadaje się według mnie. Poza tym każdy musi sprawdzić na sobie, by móc się przekonać. Cena nie jest wygórowana, więc do wypróbowania nadaje się w sam raz. Myślę, że raczej nie kupię ponownie, bo chyba aż taki specyfik nie jest mi potrzebny. Wydaje mi się, że dla mnie jeszcze zwyczajny krem pod oczy wystarczy.
Czytaj dalej »

środa, 20 lutego 2013

TAG: Moje kosmetyczne dziwactwa i sekrety...

A oto moje kolejne otagowanie. Tym razem zawdzięczam to Rainy girl. Dziękuję ;)Co prawda będę musiała przez to podzielić się z Wami moimi kosmetycznymi dziwactwami, ale postaram się uszczknąć rąbka tajemnicy - nie paplając za dużo ;P



Zaczynamy odliczanie...

5...
bzik na punkcie żelowych prysznicowych nowości - nie przejdę obojętnie obok półki z żelami pod prysznic. Myślę, że z półek sklepowych już wiele trafiło do mojego koszyka, a teraz kolekcja zajmuje honorowe miejsce na półkach w mojej komodzie! Tak komoda to moje miejsce na kosmetyki, bo w łazience nie ma miejsca ;P
Tak na szybko licząc żeli pod prysznic i płynów do kąpieli mam minimum...25 ;] 

4...
chorobliwe dążenie do idealnie pomalowanych pazurków ;P choćbym malowała paznokcie godzinę, a coś mi nie wyjdzie na jednym z nich - zmywam wszystkie i zaczynam od nowa :P mój facet ostro cierpi (nie znosi tego zapachu) ;]

3...
prostownica - jestem od niej uzależniona ;/ Wiem to niedobrze, ale co ja poradzę, że z moimi puszącymi się włosami tuż po wysuszeniu wyglądam jak Król Lew ;] Uwierzcie - nie chciałybyście tego widzieć :P

2...
niestety gdy na moje twarzy pojawią się zaskórniki, pryszczolce, syfulce - muszę je cisnąć! Nie mogą przecież tak bezkarnie i bez pozwolenia przebywać na nieswoim terenie! Wiem, nie można tak...ale co ja poradzę ;/

1...
kupuję, kupuję i jeszcze raz kupuję! Czasem wiadro zimnej wody przydałoby się na otrzeźwienie ;] ale taki już mój urok i nie odpuszczę żadnej drogerii, a każda półka musi być przejrzana baardzo dokładnie ;) Ale ma to swój plus, często znajduję dzięki temu perełki schowane gdzieś w kącikach, albo między innymi produktami :)


I to by było na tyle, jeśli chodzi o podstawowe sekrety...więcej nie zdradzę :P

To może teraz poproszę o wyjawienie swoich najmroczniejszych tajemnic:
http://marisa-kirei88.blogspot.com/
http://milionthoughts94.blogspot.com/
http://kosmetyczkamaggie.blogspot.com/
http://meryem-beauty.blogspot.com/


Pozdrawiam,
Aneta
Czytaj dalej »

Jeszcze dzisiaj na zakończenie dnia mała przesyłka...

Ku mojemu zaskoczeniu dostałam dzisiaj pierwszą, maleńką przesyłeczkę z taką oto zawartością:


















Przesyłkę otrzymałam do testów z portalu ofeminin.pl :)
Serdecznie dziękuję. Jedyna uwaga - przesyłka była słabo zabezpieczona i niestety część zawartości opakowania wylała się (jak widać na załączonym obrazku)
Na szczęście niewiele :]

Produktem jest migdałowy olejek do kąpieli firmy L'occitane o pojemności 75ml.

Powiem tyle zapach jest prześliczny :D więc mam nadzieję, że kąpiel będzie istną przyjemnością ;]

Trochę od producenta:
Olejek pod prysznic L'Occitane Migdał przeistacza się w bogatą, zmiękczającą pianę o niepowtarzalnej konsystencji, która delikatnie oczyszcza skórę pozostawiając ją nawilżoną, satynową oraz smakowicie pachnącą migdałami. Olejek został wzbogacony o odżywcze lipidy oraz olejki migdałowe, dzięki którym skóra staje się gładka jak jedwab. Pyszna uczta bez kalorii! 

Zabieram się więc do testowania :)

Miałyście okazję go wypróbować??

Pozdrawiam i życzę przyjemnego wieczoru <3
Aneta

Czytaj dalej »

Domowe spa...z pomocą jakich kosmetyków warto umilić sobie wieczór

Biorąc pod uwagę, że jestem na urlopie postanowiłam trochę się zrelaksować, odprężyć i na maksa o siebie zadbać :)

Wczoraj umiliłam sobie wieczór domowymi zabiegami - z pomocą oczywiście kosmetyków. 

Biorąc pod uwagę, że miałam czas by czekać i pozwolić wchłonąć się co poniektórym kosmetykom - zadbałam o ręce, twarz i włosy.

Od włosów począwszy:

- nałożyłam sobie olejek Vatiki (wkrótce zrecenzuję, bo nie mogę jeszcze zbyt jasno określić jego cudownych właściwości - za krótki czas użytkowania) na włosy, oczywiście głowę owinęłam folią i na to turban z ręcznika (teraz mam czepki, więc folię sobie daruję); całość na głowie trzymałam chyba ze 3 godziny...

w efekcie włosy były miękkie, błyszczące i gładkie. Nie wiem jak często musiałabym stosować różnego rodzaju kuracje do włosów, by przestały się puszyć. Głównym powodem, dla którego postanowiłam o nie zadbać bardziej jest fakt codziennego prostowania ;/ ale niestety - moje włosy bez użycia prostownicy wyglądają po prostu KOSZMARNIE! Dlatego pokładam wielkie nadzieję w olejowaniu włosów...

Twarz potraktowałam ze wszystkich stron:

- najpierw zrobiłam sobie peeling całej twarzy. Do tego zabiegu wykorzystałam peeling gruboziarnisty z minerałami morskimi i drobinkami orzecha. Peeling ten po lewej stronie.

 Niby przeznaczony jest do cery tłustej i mieszanej, a ja mam normalną (podobno). Ale jakoś specjalnie mi to nie przeszkadza ani różnicy większej nie robi. Wolę peelingi grubszej ziarnistości, bo przynajmniej wiem, że cały martwy naskórek został zdarty do cna ;)

Muszę go trochę opisać, bo nie mogę się powstrzymać!






Od producenta:


Opakowanie:
Jak widać na załączonym obrazku. Wygodna saszetka o pojemności 10ml. Cena 1,29zł w promocji w Hebe.

Właściwości:
Ścierające, odświeżające i łagodzące podrażnienia.



Stosowanie:
1 - 2 razy w tygodniu dla otrzymania zadowalającego efektu.

Efekty stosowania:
I teraz moja kolej. Nie wiem od czego zacząć, bo w sumie nie chcę by coś umknęło. Bardzo lubię peelingi. Stosuję je dość często, zwłaszcza na ciało. Lubię je za zapach, konsystencję i właściwości, jakie posiadają. Przy tym produkcie czar pryska. Kolor w sumie neutralny, nie ma większego znaczenia, ale ten tutaj ma blado niebieski wręcz szarawy odcień - trochę odpychający. Drobinki są mocno wyczuwalne pod palcami. Peeling rozprowadza się całkiem płynnie po twarzy, ale jak na peeling do twarzy był chyba nieco za ostry (nawet peeling cukrowy do ciała nie ma takich ostrych cząsteczek) - to chyba zasługa tych drobinek orzecha włoskiego (a raczej jego łupiny). I coś co mnie odstraszyło i zniechęciło do siebie to okropny zapach! Jeszcze żaden kosmetyk, który do tej pory stosowałam nie odpychał takim ostrym i ciężkim, specyficznym zapachem. I jeszcze jak na złość utrzymywał się na twarzy po zmyciu - okropieństwo.
Dodatkowo twarz była mocno zaczerwieniona i podrażniona ( w efekcie czego peeling zdarł chyba nie tylko naskórek:P). Ogólnie rzecz biorąc - nie przypadł mi do gustu i jak na moją cerę był za ostry.

Moja ocena: 2/10 

Podsumowując, punkty przyznaję jedynie za właściwości ścierające (zdarłby chyba wszystko z twarzy) i za niską cenę. Z pewnością ponownie tego peelingu NIE KUPIĘ.

Jestem ciekawa jak spisze się ten drugi z duetu. Mam nadzieję, że lepiej ;)

- a po przejściach peelingowych nałożyłam maseczkę Rival de Loop truskawkowo -waniliową.

Sama aplikacja była czymś wspaniałym bo takiej katordze z peelingiem. Maseczka ma pudrowo-różowe zabarwienie. Delikatna i kremowa konsystencja idealnie rozprowadzała się po twarzy, dając ukojenie zmasakrowanej twarzy ;] Ma za zadanie odżywić i wprawić w dobre samopoczucie.


Opakowanie zawiera dwie maseczki po 8 ml. Zawartość pozwala na pokrycie całej twarzy dość obfitą warstwą maski.
Producent zaleca trzymać ją przez 10-15 minut na twarzy po czym pozostałości usunąć wacikiem. Ja trzymałam maseczkę nieco ponad 20 minut, przez co zaczęła mi przysychać na twarzy ;P
W efekcie czego nie dało jej się usunąć wacikiem, tylko zaczęła się rolować i trzeba było zmyć jej nadmiar ciepłą wodą.
Jednak mimo to uważam, że maseczka jak za taką cenę (1,29zł w promocji Rossmanna) bardzo fajnie się sprawdziła. Skóra stała się miękka, nawilżona, odprężona i przede wszystkim ukojona po nieprzyjemnym zdzieraniu ;P

Dokończyłam zabiegi smarując twarz kremem Vichy i poczułam, że twarz odpoczywa :)

No i ostatni element domowego spa, czyli dłonie

Dłonie również poczuły co to peeling, chociaż łagodniejszy. Użyłam kurację z Eveline, w której skład wchodził: peeling do rąk oraz maska-serum do rąk.  Opakowanie rozdzielone, które łatwo za jednym pociągnięciem przedzielić na dwie saszetki (po 6 ml każda).

























Peeling dla wzmocnienia efektu wmasowałam w suchą skórę dłoni (bez zwilżania wodą). Masowałam tak około 15 minut. Po czym zmyłam wszystko ciepłą wodą. Dłonie jeszcze przed nałożeniem maski były wyraźnie wygładzone i aksamitne w dotyku.

Po tym na dłonie nałożyłam serum i też masowałam, aż do wchłonięcia całości. Zawartość saszetki to trochę dużo jak na jedną aplikację, ale masowałam cierpliwie. Po około 12-15 minutach wchłonęło się wszystko. Jednak ręce trochę się lepiły, więc musiałam je przetrzeć dodatkowo chusteczką. 

I tak po kąpieli i kilku godzinach mojego domowego spa poszłam spać z pięknymi włosami, nawilżoną (chociaż delikatnie podrażnioną) twarzą oraz gładkimi i nawilżonymi dłońmi.

Czy Wy też czasem pozwalacie sobie na takie przyjemności i domowe zabiegi?
Jestem ciekawa co Wy wtedy stosujecie i jakie osiągacie efekty.

I na dopełnienie domowego spa kąpiel z dodatkiem kuli do kąpieli.
A oto moi ulubieńcy:




Kule do kąpieli Dairy fun (kupione w promocji za 6,89zł w Rossmannie).









Oraz kule Frizzing bath bombs z Biedronki za 7,99zł. 










Sporo tego co? Mam nadzieję, że dotrwałyście do końca <3 
Chociaż post jest dłuuuugi :D


Pozdrawiam cieplutko,
Aneta

Czytaj dalej »

Wibo Last & Shine Lacqer - nr 5

Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją lakieru do paznokci z nowszej serii Last & Shine. Przedstawię dzisiaj lakier nr 5 w kolorze pastelowym (jakby kogoś to dziwiło) ;]



Rozpisywać się zanadto nie zamierzam jako, że każdy zna te lakiery i wszystkie wiemy, że są tanie i dobre :) Jak dla kogoś, kto kolory zmienia często (jak ja) trwałość jest mało ważna, bo i tak codziennie mam zazwyczaj inny kolor na pazurkach.

Ta seria charakteryzuje się tym, że ma drobinki opalizujące, które pod światło są zauważalne i pięknie się mienią (nie jest to zbyt nachalne). Mi osobiście podobają się tego typu lakiery.

Na zdjęciach może być słabo zauważalny ten efekt, ale musicie uwierzyć mi na słowo. Kolejne zdjęcia postaram się zrobić w lepszym świetle i bardziej ostre ;]

Lakier nie odpryskuje się i nie ściera zbyt szybko. Dwa dni na paznokciach wytrzymał. Z tymi 5-ma dniami bym się nie zapędzała, chyba, że ma się bardzo krótkie paznokcie i siedzi się w domu, omijając każdą czynność domową ;P

 

 A tak mieszkają moje lakiery od niedawna ;) co prawda nie mieszczą się wszystkie - ale w większości dają radę :D poza tym - każdy nowy nabytek lakierowy będzie już bezdomny, bo niestety pojemność tego cudeńka ma swoje granice ;P


Lubię ten kolor za to, że idealnie stapia się z płytką paznokcia i jest niemalże niezauważalny. No chyba, że w słońcu - wtedy bardzo ładnie się błyszczy (czego aż tak nie widać na zdjęciach;/).




Mam jeszcze jeden kolor z tej serii - odcień nr 3, z gamy czerwonych.
Też jest bardzo ładny - na zdjęciu poniżej w duecie :]



A tymczasem czekam, aż w drogeriach pojawi się nowa seria blogerskich lakierów. Osobiście uważam, że to był świetny pomysł. Kilka blogerek mogło wypuścić z pomocą Wibo własne lakiery. Już mam kilka swoich faworytów. Ponoć w marcu ma pojawić się ta seria limitowana :D

Też na nie czekacie, czy żaden Wam się nie podoba?


Pozdrawiam,Aneta <3

Czytaj dalej »

Wczorajszy mały zakup w Superpharm i Rossmann

Ehhh ten mój nałóg! Półki już się uginają pod ciężarem kosmetyków, a ja nadal kupuję. Niektóre kosmetyki czekają na swoją kolej, bo ja zajmuję się zużywaniem tego, co zalega na półkach.
Czy Wy też tak macie? Żeli pod prysznic i balsamów co nie miara, a gdy pojawia się promocja - OBŁĘD?
Ale w sumie powiem tak - kobiety muszą się rozpieszczać. Zawsze się wszystko przyda, a jak się nie sprawdzi u mnie - mam kogo obdarować :D
O marnotrawstwie nie ma więc mowy ;)
Przechodząc do sedna...czas urlopowy obfituje w nadmiar wolnego czasu, a więc i częstsze wizyty w sklepach...biorąc pod uwagę, że w Superpharmie kuszą promocje 1+1 za grosz postanowiłam zajrzeć...
Zaledwie dwie rzeczy wpadły do koszyka, więc źle nie jest ;]



1. Maseczka do włosów suchych i zniszczonych BIOVAX + serum wzmacniające. Dwie rzeczy za 20zł. Z tej dwójki nie miałam nic, więc pierwsze wrażenia opiszę wkrótce. Mam nadzieję, że były warte zakupu i moje włosy się polubią z nimi.

2. Krem nawilżający o przedłużonym działaniu Dermedic Hydrain2. Dwa kremy o pojemności 50 ml w cenie 44,99zł. Czy wart zakupu? Przekonam się wkrótce, bo też kupiłam go po raz pierwszy. (Czy któraś miała z nim styczność? Ciekawa jestem zdania innych).

3. Już dawno planowałam ten zakup, ale nigdzie nie mogłam znaleźć. Czepki kosmetyczne do włosów. Znudziło mi się już owijanie  głowy folią i chodzenie w turbanie ;P Czepki kosztowały 4,99zł za sztukę w Rossmannie. Mam nadzieję, że się sprawdzą i pozbawią mnie tych ciągłych męczarni z kombinowaniem i owijaniem :D


Podsumowują do koszyka trafiły same rzeczy niezbędne (jak zawsze) :D

Jestem usprawiedliwiona ;P


Czekam na Wasze spostrzeżenia i ewentualne sugestie :)


Pozdrawiam ciepło,
Aneta

Czytaj dalej »

wtorek, 5 lutego 2013

Styczniowe mini denko :)

A oto moje produkty, które zużyły mi się akurat w styczniu.
Wykończyłam jeszcze kilka kosmetyków, ale bezmyślnie wyrzuciłam je do kosza. Kolejny raz tego nie uczynię ;P
Najpierw zrobię zdjęcie :D


Od lewej:
1. Szampon z aloesem Garniera - doceniam za lekką konsystencję, subtelny i przyjemny zapach oraz  delikatne działanie na włosy i skórę głowy. Duże opakowanie miałam dość długo, ponieważ lubię zmieniać szampony, by włosy nie przetłuszczały się za szybko i nie przyzwyczaiły się do jednego rodzaju szamponu. Lubię szampony od tego producenta. Kupię ponownie - ale może inny rodzaj.

2. Podkład Maybelline Affinitone Mineral - lekka konsystencja, neutralny zapach, dobre krycie, skóra w połączeniu z pudrem pozostaje zmatowiona i świeża przez około trzy godziny. W pracy niestety skóra mi się błyszczy. Ale nie widać zaskórników (jeśli już się pojawią), dobrze dobrany kolor dopasowuje się idealnie do kolorytu twarzy. Cena jest przystępna, opakowanie poręczne oraz wygodna pompka pomaga w wykorzystaniu takiej ilości, jaka jest potrzebna - nie wycieka i nie wypływa. Już kupiłam ponownie ;)

3. Krem Vichy Aqualia Thermal - lubię za zapach, konsystencję, wydajność oraz bardzo dobre nawilżenie skóry twarzy. Opakowanie wystarcza na bardzo długi okres czasu. Zapach delikatny i przyjemny utrzymuje się przez cały dzień. Kupię ponownie, jak spadnie nieco cena ;P A tymczasem mam inny ;)

4. Płyn micelarnyAA Ultra Odżywianie - przyjemny zapach, bardzo dobre oczyszczanie twarzy. Nie pozostawia twarzy suchej i niezauważalne jest uczucie ściągnięcia. Wydajny, ale może się szybko zużywać przez mało przemyślany otwór (jest za duży, co powoduje częste rozlewanie). Jest delikatny, twarz pozostaje miękka, nawilżona i przyjemna w dotyku. Idealnie przygotowuje cerę na przyjęcie kremu do twarzy. Kupię ponownie, jak tylko skończą mi się obecne zapasy. 

5. Mydło pod prysznic BLUBEL Ziaja - zapach, konsystencja i różnorodność. Za to cenię tego producenta. Fajnie się pieni, pachnie owocowo, pozostawiając w łazience mnóstwo zapachu. Niestety skóra po prysznicu wymaga szybkiego nawilżenia, bo nie jest to mydło nawilżające. Raczej ponownie nie zakupię tego konkretnie mydła - chyba, że inny wariant zapachowy. Moim ulubieńcem jest wersja pomarańczowa i niebiańska KOKOSOWA :D

Wiem - moje zużycie styczniowe jest marne, ale pracuję nad większym lutowym :D 

Korzystałyście z któregoś produktu z mojej dzisiejszej "piątki" ?


Dzisiaj dwa posty, bo przez pracę i gorsze samopoczucie zaniedbałam trochę Was i swoje blogowe obowiązki :/ 
Obiecuję poprawę i mam nadzieję, że uda mi się częściej coś wrzucać :D


Pozdrawiam gorąco :*
Aneta

Czytaj dalej »

Krem Vichy Aqualia Thermal i woda termalna Vichy Eau Thermale - recenzja

W dni dzisiejszym opiszę dwa produkty tej samej firmy, które już mogę śmiało ocenić. Post dotyczyć będzie firmy VICHY.
Kremu używałam dość długo - tylko i wyłącznie dlatego, że był bardzo wydajny i niewielka ilość wystarczyła, by dobrze nawilżyć twarz.
Co do wody termalnej, stosuję do dnia dzisiejszego. Nie stosuję codziennie, więc opakowanie jest jeszcze w połowie pełne.


 Woda termalna EAU THERMALE

Od producenta:
Woda termalna bogata w ponad 15 minerałów, tj.: żelazo, wapń, potas, krzem i mangan. Jest znana z właściwości regenerujących, wzmacniających i łagodzących skórę. Woda dzięki swojemu bogactwu minerałów odświeża, usuwa napięcie skóry i łagodzi podrażnienia. Pomaga z regeneracji i chroni przed szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi.

Opakowanie:
Wygodna buteleczka z atomizerem jak dezodorant. Niektórym może to przeszkadzać, mi osobiście odpowiada. Pojemność 150 ml jest wystarczająca - jak dla mnie. Przy regularnym i codziennym użytkowaniu może skończyć się dużo szybciej. U mnie jeszcze jest około połowy. Poręczne dozowanie, wystarczy zastosować z odpowiedniej odległości od twarzy i spryskać delikatnie. Moje opakowanie nie przecieka, woda nie spływa po brzegach po zastosowaniu. 

  
Właściwości:
Nawilżające, kojące, regenerujące i ochraniające przed szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi. Usuwa napięcie skóry i uczucie ściągnięcia.



Stosowanie:
Można stosować przed nałożeniem kremu oraz każdorazowo w celu odświeżenia cery. Pojemnik należy skierować w stronę twarzy i z odległości około 30 cm rozpylić. Po czym należy odczekać chwilę i nadmiar osuszyć chusteczką. Sprawdza się także przy utrwaleniu makijażu.

Efekty stosowania:
U mnie najczęściej i najchętniej wykorzystywana była jako baza pod krem oraz nawilżacz w pracy. Idealnie odświeża po kilku godzinach. Cera jest momentalnie schłodzona i nawilżona oraz błyskawicznie nabiera blasku. Lubię stosować po peelingu - fajnie łagodzi podrażnienia, które jakby nie patrzyć po zdzieraniu martwego naskórka pojawiają się :P Nie mam problemu z trądzikiem (chyba, że przed tymi dniami), naczynka pojawiają się, ale w okolicach nosa, więc jeśli chodzi o redukcję zaczerwienień czy regeneracji naskórka nie zauważyłam efektu. Dużym plusem jest dla mnie po kilkudniowym stosowaniu poprawienie nawilżenia skóry. Twarz jest bardziej miękka i delikatna. W połączeniu w kremem pozostawia po sobie bardzo dobre wrażenie.

Moja ocena: 7/10 
Moja pierwsza i jedyna póki co przygoda z wodą termalną. Ogólne wodę oceniam pozytywnie. Nie mogę dać max liczby punktów, jako, że innego produktu tego typu nie miałam okazji użytkować. Mam nadzieję, że się to zmieni. Nie redukuje zaczerwienienia skóry, nie regeneruje (może to moja wina, bo nie stosowałam regularnie) oraz często doznaję tzw. "bezdechu" - jak pryskam i próbuję złapać w tym samym czasie oddech :P wiem - sierota ze mnie, ale jakoś tak mam :P
Podsumowując - polecam. Ale czy nabędę kolejne opakowanie? Być może.

Więcej na temat produktu znajdziecie TUTAJ



Krem do twarzy Aqualia Thermal


Od producenta:
Krem wzbogacony o masło Shea otula skórę kojącym okładem podczas każdorazowej aplikacji. Wzmacnia skórę wrażliwą. Zawiera w swym składzie Wodę Termalną z Vichy i kwas hialuronowy. Nawilżenie skóry przez 48 godzin. 


Opakowanie:


Opakowanie bardzo ładne o pojemności 50 ml. Krem znajduje się w kartonowym pudełeczku, które folią zabezpieczone jest przed użyciem i informuje nas, czy ktoś się do niego dobierał :)
Krem wypełnia po brzegi słoiczek, po otwarciu znajdował się na spodzie pokrywki. Krem przy denkowaniu trudno wydostać paluchem z krawędzi, co jest minusem. Chociaż ja postarałam się wydobyć praktycznie wszystko :D

Właściwości:
Krem ma właściwości chłodzące, przez co koi podrażnioną skórę. Skóra pozostaje nawilżona i przyjemna w dotyku. Z dnia na dzień można zauważyć zdecydowaną poprawę w wyglądzie skóry. Twarz staje się mniej wrażliwa i odporna na wszelkie działania zewnętrzne. Regularne stosowanie przynosi zadowalające efekty.


Stosowanie:
Najlepiej w połączeniu z wodą termalną z Vichy. Po dokładnym oczyszczeniu i spryskaniu twarzy wodą Eau Thermale możemy nałożyć warstwę kremu. Zaleca się stosowanie dwa razy dziennie, rano i wieczorem. Wystarczy niewielka ilość kremu, by nawilżyć całą twarz - można także musnąć szyję i dekolt. 

Efekty stosowania:
Po zakończeniu się mojego kremu z Olay, ten z Vichy stosowałam regularnie. Każdego dnia rano i wieczorem nakładałam na oczyszczoną skórę twarzy. Krem ma delikatną i kremową konsystencję, jego wydajność sprawiła, że krem miałam około trzech miesięcy. Faktycznie zauważalny od pierwszego zastosowania jest efekt chłodzący i kojący. Jego zapach jest bardzo przyjemny i utrzymujący się na twarzy cały dzień. Twarz miałam nawilżoną i czułam, że pozostaje na powierzchni lekko odczuwalna warstwa ochronna. Gdyby nie fakt, że krem mi się skończył używałabym do dzisiaj. Ale nie ma tego złego, bo teraz jestem na etapie testowania kolejnego kremu Vichy.




Moja ocena: 8/10
Plus za zapach, konsystencję, nawilżenie i dogłębne odżywienie skóry twarzy. Myślę, że kiedyś do niego wrócę.  Minusem jest jeszcze wysoka cena (70-100zł za 50 ml) - niestety ;/ 

Więcej na temat produktu znajdziecie TUTAJ


A teraz jestem na etapie poznawania Vichy Idealia. Zaskoczona jestem bardzo pozytywnie :) ale o tym w innym poście ;)




A jakie są Wasze przygody z marką Vichy - próbowałyście, macie swoich faworytów? A może jest coś, czego nigdy byście nie poleciły?


Pozdrawiam,
Aneta
Czytaj dalej »
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...